godz 13:17
Z rozpusty jedzeniowej to tylko mleko tłuściutkie i musli ze śmieciami. Z tego nie zrezygnuję. Trzeba sobie zostawić coś jednego pysznego, bo inaczej mocne postanowienia pójdą się pieprzyć, uczciwszy uszy.
Uruchamiam pokłady silnej woli, gdy wchodzę do kuchni. A na wszelki wypadek na środku postawiłam buraczki, ale takie, jak nie lubię. Z octem, błeee. I gdy mnie łakomstwo prowadzi do kuchni, tak sobie, całkiem niewinnie, np, żeby sprawdzić, czy sok się przelał/przecedził do końca albo czy się bigos rozmroził.... to zamiast podżerania smakowitości - biorę łychę tych buraczków. Z lekka się dławiąc, przełykam... I ochota do podjadania przechodzi.
I wypijam hektolitry herbatek, odchudzających, rozgrzewających, smakowych, owocowych. I znowu do kompa, i papierologia....
Na razie jedna wpadka tylko. Ogromniasta łycha bigosu z trzema różnymi rodzajami skrawków mięsa. Przecież musiałam sprawdzić, czy się smacznie rozmroziło !....
RadGor
1 października 2009, 14:33że wytrwasz. Jesteś uparta, więc nie mam wątpliwości. Pozdrawiam
winozkany
1 października 2009, 13:35bo już myślałam że ogromniasta micha bigosu hehehe!
agaj1975
1 października 2009, 13:33mniam!!!!!!!! Ale mi narobiłaś smaka!!!!!!!!!! UWIELBIAM bigos!! Tylko nie myśliwski, tzn. nie taki, gdzie na mięso trzeba polować. Lubię taki z mieskiem, grzybami prawdziwymi, suszonymi śliweczkami.... mniam... Chyba w ten weekdn zrobie bigos, bo mi za dużego smaka narobiłaś. POd pretekstem, że dla chłopaków, ale sama chociaż łyżeczkę, łyżkę, łyzunię jedną....