Czy 1 deko do góry to się liczy w ogóle???? Na pasku nie będę zmieniać. Wystarczy, że się odcisnęło, ten wzrost, w moich szarych komóreczkach, tych, co mi jeszcze pozostały.
Dzień z papierzaną robotą. Co część zrobiłam, to mi donoszono nowe. Co zrobiłam wszystko, to sama sobie znajdowałam nowe. O 15 warczałam.
I gdy już chciałam na rower, to się pożarli, synalek i mama mojego wnuczka. "Kto ma dzisiaj Stasia odebrać z przedszkola i dlaczego ja?" We mnie rykoszetem walnęło.
Zanim dokopałam jednemu i drugiemu, to się zmrok zrobił. Jeszcze zakupy, jeszcze podjadanie, jeszcze wizyta u teściowej, jeszcze apteka.... Kiedy wreszcie JA????
Więc rower dzisiaj był nocny. Późnowieczorny i nocny. I lotniskowy, na dawnej Wirażowej przy cargo Okęcie stałam i podziwiałam oświetlone pasy i samoloty, startujące i lądujące.
Wiecie, że ja nie wierzę w latanie? Znaczy fizykę znam i rozumiem zjawisko. Samolotami z dużą radością fruwam. Ale cały czas wiem, iż to przecież NIEMOŻLIWE....
Okropnie tęsknie za poprzednim moim siodełkiem rowerowym, za moją kanapą. Ona była dobierana na wtedy moje 78 kg. I gdy schudłam, to była jak łóżko wodne dla moich kości do siedzenia. A teraz to mnie boli, zadek mnie boli, tyłek, uczciwszy uszy, mnie boli.....
acha, dzisiaj zassałam za dużo, by się przyznawać. Najpierw poranny głód na tłuste. A popołudniem Pan i Władca usmażył kotlety mielone. ON to robi SPECJALNIE !......
RadGor
16 września 2009, 18:45z Ciebie kobieta. Podziwiam samozaparcie. Pozdrawiam
haanyz
16 września 2009, 08:23hihi przestan skakac po wadze, to nie zobaczysz tego 1 dkg w gore;-))))