Dokładam do kuferka moich perełkowych wspomnień trzy wczesnojesienne obrazki, wszystkie na literkę Ż.
Ż jak Żaglówka
Jeszcze zielono było, jeszcze złota jesień nie ozłociła wszystkiego. Ale już nie lato, już lekka szarość w powietrzu, już chłodek wieczorny i mgły od działek ciągnące nocami. A ja akurat bardzo zatęskniłam za łopotem żagla przy zmianie kierunku, za rozpalonym niebem, za uderzeniami fal o dziób i za trzeszczeniem wszystkich spoin jachtu.
A miałam tylko RWwW, czyli Rowerowy Wiatr we Włosach.
Akurat rowerem wracałam, popołudniem nie za późnym, jechałam ścieżką wzdłuż Wisły. I na Powiślu, na wysokości Starej Pragi z zaskoczenia aż mnie z roweru zdmuchnęło. Bo oto ukazał się mym spragnionym oczom widok, tak bardzo niespotykany na stołecznych wodach wiślanych.
Żaglówka
Prawdziwa
Jak biały motyl nad wodą.
Z rozłożonymi, odrobinę wydętymi skrzydłami, ops! żaglami.
Przez chwilę mniej tęskniłam za morzami greckimi.
Ż jak Żwawy bardzo śmieciarz
Czy zwracacie uwagę na ludzi, opróżniających miejskie kosze na śmieci? Podjeżdża furgonetka, wyskakuje pan albo dwóch. I rękoma, czasem pomagając sobie brzuchem albo nogą, do wora foliowego przesypuje zawartość beja, i rzuca na pakę furgonetki. I samochodzik jedzie powoli dalej, a pan albo panów dwóch zmęczonym krokiem kierują się ku następnym koszom. Omija się takie obrazki oczami, prawda? Pamięć niechętnie zagotowuje szczegóły takiego obrazka, kolor furgonetki, wyświechtanych, czasem ubrudzonych, ubranek służbowych, logo firmy?
Ale, gdy coś nas zaskoczy?....
Stałam na przystanku pod Teatrem Powszechnym. Ciepło było. Od strony fabryki Wedla zalatywał zapach rozgrzanej czekolady. I od tej samej strony nadbiegł ... hmmm? nadtruchtał ?... przypodskakiwał ?... nie wiem, jak to nazwać. Ale rozbudzone oczy chłonęły każdy szczegół. Furgonetka granatowa, napisy i logo pomarańczowe. I roztańczony śmieciarz. Gruberobocze rękawice, owszem. Spodenki, też owszem, firmowe ogrodniczki, już trochę dniem przybrudzone. A górą absolutnie nieprofesjonalna koszulka bez rękawów, odsłaniała pełne mięśnie i opaloną skórę. I butki sportowe na nogach. I opaska frotte na czole i białe słuchawki w uszach. I w rytm słyszalnej dla siebie muzy - przeskakiwał żywopłocik, dla czystej radości skakania, aż trzy razy. I roztańczonym krokiem prawie_podbiegł do kosza, zawartość przerzucił do foli, zaraz to samo z drugim zrobił. I potem dwie folie do dwóch rak, znowu skok przez żywopłocik, a dłoniach wydawało się, miał dwie sztangietki, truchtając ćwiczył pół_podnoszenie ciężarków. Rzucił obie folie na pakę, poklepał furgonetkę po tylnych światłach, jak ulubione zwierzę. Furgonetka ruszyła, a on żwawiutko, długim krokiem, biegł po chodniku w stronę następnego przystanku na Grochowskiej.
Śmiały się do niego oczy. Nie tylko moje.
Żubr jak Żywy
Jeżdżę tamtędy od lat.. hmmmm.. .. sześciu? ośmiu? Najszersza w Warszawie ścieżka rowerowa, jedna z najstarszych i wciąż w bardzo dobrym stanie. Od buławy w Wilanowie do Powsina. Pamiętam przy niej, gdy była taka moda, multum ogródków piwnych. Pamiętam, jak się budowały nowe osiedla. Pamiętam ją zalaną przy okazji wielkiej powodzi i że buty rowerowe zamoczyłam, tak woda była wysoko. Rowerową knajpkę przy niej, już na wysokości Powsina, też pamiętam, od lat kilku stoi przed nią milionpięćsetstodziewięćset stojaków rowerowych. Widziałam, co przy niej stoi. Widziałam, ale nie zauważałam. Patrzyłam, ale chyba nie do końca widziałam.
Jeżdżę tam tylko w jedną stronę, wracam inną trasą. Fanaberia taka. Bo mi się nie podoba stan nawierzchni w drugą stronę. Zasadniczo świadomie widzę to, co naprzeciw.
Jechałam przed zmierzchem, szarówką, już powietrze przedwieczornie gęstniało. I nagle spojrzałam prosto w oczy Żubra. Żywy?!?! Żywy Żubr w stolicy? Bo patrzy się jak żywy!!
Przy okazji porządków jesiennych ktoś przestawił knajpianą maskotkę na drugą stronę ścieżki. Maskotkę do piwa Żubr. W pamięci odszukałam, że był latem napis kredą "nie bądź łosiem, wstąp na żubra".
A że akurat spojrzenie plastikowych oczu wypadło dokładnie na poziomie mojego zamyślonego rowerowo wzroku...
Ps vitaliowo-ruchowo
Sporo padało ostatnio i było zimno. Nie jeździłam! W miarę możliwości nie jeżdżę po zimnej mokrości.
Dzisiaj 8 stopni cieplej, przedpołudniem słońce jak drut. Tylko wiatr okropny, wiekowe topole przyginał prawie do ziemi, oburzone szumiały.
Ale się nastawiłam, że koło 16 wyjdę, wyjadę. Choć na troszeczkę, choć na 20 km.
I właśnie lunęło. Nie pada, a leje. Po ulicy pędzą szkwały. Na trawniki padają krople wielkości dorodnego gradu.
Tyle z moich dobrych chęci.
Ps vitaliowo wagowo
Już wczoraj się chciałam pochwalić, ale czasu na vitalię nie miałam.
Otóż pomimo dwóch dni podjadania, po kanapeczkach nocnych, po cieście drożdżowo-bakaliowym, co synalek przywiózł i podstępnie zostawił, po dwóch łyżkach jego osobistej Nutelki (kradzione nie tuczy! hihi) - w poniedziałek na wadze zobaczyłam NIECAŁĄ wagę paskową. Czyli nawet najedzona, przejedzona i pobolewającym brzuszkiem - wagowo jestem OK.
A dzisiaj !? Dzisiaj mocno poniżejpaskowo !!!!
Mignęło o poranku 56,9.
Mrugnęło szklankę w dół, wróciło
Zeszłam. Pomruczałam z zadowoleniem. Weszłam jeszcze raz.
56,8. Podskoczyłam.
Stabilne 56,8
Jak się trend utrzyma do końca tygodnia, to zmienię pasek
Mam cichutką nadzieję, że się utrzyma.
Co prawda w czwartek w nocy córczę przylatuje z Dani na studencką przerwę jesienną, ale nie zażyczyła sobie na powitanie ciasta ani pachnącego wniebogłosy mięcha. Tylko żurek sexualny. Znaczy się żurek z jajami i kiełbasą.
DuzaPanna
14 października 2011, 11:59ja już nadrobiłam zaległości w Twoim pamiętniku, śmiało możesz dodawać nowe wpisy :D
toperzyca
14 października 2011, 07:58schodowo: niektórzy mają wprost zakazane korzystanie ze schodów - w zespole, w którym doszło do zbyt wielu wypadków przy pracy - w celu dbania o statystyki (paracują na 2 piętrze i złość ich bierze jak rzeba czekać :D) - mamy wszystkie możliwe normy wdrożone to trzeba dbać :) Poza tym mamy dokładną instrukcję korzystania ze schodów (zonk!!!!) i ta zdecydowanie nie przewiduje biegania po nich w podskokach... Pozdrawiam... też mam takiego żubra w okolicy...strasznie ciężko na niego się wdrapać :D
zoykaa
13 października 2011, 18:25W ramach slowek na z,czyli z z kroka,czyli u mnie z klawiatura niepolska:)Moglabym napisac,ze jestem ZALOSNYM ZOLTOBURYM ZARLOKIEM, ZYCIOWO ZERUJACYM ZOLEDZIEM????eee chyba cos mi nie nwyszlo:)cmok
baja1953
13 października 2011, 16:22Świetne opowiadanka, piszesz barwnie i obrazowo, fajnie się czyta...:) I na tym koniec komplementów. Teraz zarzut!! Czy Ty musisz do jasnej anielki mieć taką dobrą pamięć???? Pamiętasz postanowienia, uchybienia, wykroczenia, a nawet...moje Sreberko...Sreberko stoi sobie i czeka na zimę!!! Latem ani jesienią nie będę go ujeżdżać...Bo to jakoś nie pasuje...Albo..bo mi się nie chce... dziś wyskoczyłam jednak na prawdziwy rower, 42 km, z powrotem wiało!! Cmok..;)))
alunia1960
13 października 2011, 07:40to aż się wystraszyłam, że o żarcie chodzi ;-) A żwawy śmieciarz na pewno za chwilę znajdzie lepszą pracę i będzie można znowu oczy odwracać - a szkoda, bo to ważni ludzie, inaczej zginiemy w śmierdzących stosach. A czy Ty zdajesz sobie sprawę jaki to jest dar - zauważanie takich "nieistotnych" szczegółów jak żaglówka itp.? :-)Pozdrówka!
renianh
12 października 2011, 22:50Wage mas super w końcu ją pokonalaś ,mam nadzieje ze i ja swoja ujarzmię .
malutkikruk
12 października 2011, 22:46Gdybym to ja miała dodawać wczesnojesienne literki Ż, byłoby tylko jedne - Ż jak żarcie;) wolę Twoje Ż:)))) Buziaki!!!
dziejka
12 października 2011, 21:22śmieciarz ,mnie zauroczył.Do każdej pracy trzeba mieć serce.Tak ,jestem na diecie ,tylko jakos drogi nam sie rozchodzą he,he.Pozdrawiam
aganarczu
12 października 2011, 15:30Swietnie opisalas tego zwawego pana smieciarza prawie go zobaczylam oczami wyobrazni... tylko jakos tak sama koszulka mi nie przechodzila przez mysli bo u nas pizdziawa na calego.