Pierwszy raz jest bolesny. Nikt nie powie mi inaczej. Moje nogi po 5km truchtanio-marszo-biegu i 10 minutach rozciągania krzyczą "Daj żyć!".
Czuję, że jest to nawet usprawiedliwienie dla tej bagietki z kurczakiem, którą spałaszowałam w pół godziny po biegu - lepiej biegać i jeść, niż nie biegać i jeść, hmm?
Rany, kiedy w końcu moja wola okaże się silniejsza?
Jadłospis dzisiejszy (absolutnie nie powielać, nie polecam!):
Śniadanie: 4 kanapki z nutellą i bananem, biała kawa
Obiad: 2 miseczki zupy pomidorowej z ryżem
Kolacja: bagietka z kurczakiem i cebulką
Nie pochwalam, ale czuję się samozadowolona:)