Niestety nie męskie, i nie na zgrabnym tyłku.
Rano ogarnął mnie stres związany z pracą, i pisząc stosy maili bezmyślnie pochłonęłam paczkę paluszków. Zrobiłam to jakby bezwiednie.
A w głowie miałam myśl, że po porannej kawie wybieram się do supermarketu po składniki na kapuściankę, którą miałam zamiar dziś zacząć.
Cóż, załamki nie ma.... Chociaż przeraziłam się troszkę, iż podjadanie tak weszło mi w nawyk, że schrupałam całe opakowanie jakby o tym nie wiedząc.
Ot, kolejna rzecz do zmiany.
Cóż... Po owych paluszkach zrezygnowałam z obiadu na rzecz kolejnej kawy i lekkiej przekąski.
Za dwie godziny lekka kolacja.
Tym razem nie będę się zarzekać, że od jutra zaczynam dietę.
Shame on me.
Jilian
13 sierpnia 2012, 17:11Dieta kapuściana na mnie osobiście bardzo dorbze wpływa. Nie tylko chudnę, ale i lepiej się czuję. To, że przytyłam po tym jak kilka lat temu schudłam z 78 do 62 i teraz ważę 80 kg to wynik żadnego jo-jo... Waga utrzymywała się przez dwa lata- do momentu, aż po stracie pracy złapałam deprechę.... leżałam w wyrze, piłam hektolitry słodkich napojów, wchłaniałam chipsy, sporo piwa i pizzy.