Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Motylem byłem, ale utyłem. Witajcie.


Różnie to u mnie z tą wagą bywa.
Moja maksymalna waga jaką osiągnęłam w ciągu ostatnich kilku lat to 74 kg.
Minimalna zaś: 59-60 kg.

Ostatnimi czasy oscylowałam wokół liczby 64-65 kg.
Moim alarmem ostrzegawczym zawsze była liczba 66. Gdy pokazywała się na wadze, jak najszybciej brałam się za siebie by schudnąć ten kilogram czy dwa, by pohamować tendencję wzrostową.

A tu nagle wracam z wakacji i niespodzianka.
68,5!!!
Nie pamiętam kiedy ostatnio tyle ważyłam. Byłam w szoku.
Ale szybko się otrząsnęłam i zakasałam rękawy.
Tym razem MUSI się udać. Wszystko jest w mojej GŁOWIE. Kieruję swoją WOLĄ sama. Mogę to zrobić. To naturalne, że przy odpowiednich zachowaniach kilogramy zaczną znikać.
Po prostu MUSZĘ SCHUDNĄĆ.

Patrzę na moje koleżanki, które ciągle jedzą i ciągle tyją.
Patrzę też na te, które fenomenalnie schudły.

To moja kolej. Chcę komplementów, chcę płaskiego brzucha, chcę nie wstydzić się siebie, chcę zakładać super ciuchy, wreszcie CHCĘ DOBRZE CZUĆ SIĘ W SWOIM CIELE.

Plan na najbliższe dni - quasi-dieta proteinowa, czyli słynny Dukan po mojemu. Przewaga produktów białkowych, odstawienie chleba, makaronów, otręby. Ale także jabłko dziennie + jakieś warzywka.


© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.