hej,
w końcu mam troszkę czasu i ochoty by naskrobać parę słów. jak się cieszę, że skończył się urlop. człowiek zupełnie przestawia się na inny tryb-te późne wstawanie, śniadania w łóżku, gadania do 3 w nocy, nieregularne posiłki- choć w miarę dietetyczne (poza wyjątkami) i wiele, wiele innych pokus. ale już nareszcie w pracy. nie sądziłam, że będę troszkę za tym tęsknić. może nie tak bardzo za pracą, jak za regularnością, systematycznością i ogólnie jakimś porządkiem ;)) wiem, że to może się komuś wydawać dziwne, ale ja lubię mieć coś zaplanowane i jakiś taki plan działania na każdy dzień. nie oznacza to, że jestem dziwnym tworem i zero we mnie spontaniczności... wariacje takie zdarzają się omal codziennie ;))
ale plany zawsze dobrze mieć ;)))
pokrótce co u mnie?
święta spędziłam u rodziców. byłam tam tydzień. niezwykła magia i spokój towarzyszyły nam w tym roku. siostra moja po poronieniu znów jest w ciąży, więc był śmiech, łzy, radość i mnóstwo ciepłych rozmów...Sylwester już u siebie- we troje. z psem. spokojnie.bez szaleństw. w dzień przygotowywałam jedzonko dla nas. narobiłam szereg sałatek, pierogi ze szpinakiem i fetą, pierożki z ciasta francuskiego. jedzenia zostało wówczas jeszcze na dwa dni.
wolne dni spędzone na różnych przemyśleniach, podsumowaniach. a także bardzo aktywnie. codziennie kilkugodzinne spacery z psem. wyjazdy za miasto, do lasu.- to, co kochamy najbardziej ;)
niedawno postawiłam sobie znów wiele wyzwań na ten rok. małe i duże. tak jak lubię.
bo nie lubię się nudzić.
czego żałuję?
że przerwałam callanetics. pochłonęła mnie bez końca rodzina przed i w święta. z resztą, może to wymówka, ale nie było nawet gdzie ćwiczyć, bo cały dom rodzinny wypchany po brzegi ludźmi, biegającymi dzieciakami...
ale... wracam. dziś zamierzam kontynuować te świetne ćwiczenia....
miłego i pozdrawiam
Gosia.
że przerwałam callanetics. pochłonęła mnie bez końca rodzina przed i w święta. z resztą, może to wymówka, ale nie było nawet gdzie ćwiczyć, bo cały dom rodzinny wypchany po brzegi ludźmi, biegającymi dzieciakami...
ale... wracam. dziś zamierzam kontynuować te świetne ćwiczenia....
miłego i pozdrawiam
Gosia.
Ademida
11 stycznia 2014, 16:39Chciałoby się powiedzieć ... wracamy do rutyny. Ale czy ta rutyna dnia codziennego nie jest w jakiś sposób miła?
mili80
10 stycznia 2014, 10:00Taki urok świąt, że ćwiczenia i dieta idą w kąt.. Nawet nie czuje, że rymuje hehe :) Fajnie, że już wszystko u Ciebie w najlepszym poządku, miłego weekendu :*
MartaJarek
9 stycznia 2014, 13:00nie jesteś sama, ja też lubie mieć wszystko zaplanowane i nie cierpię jak się coś obsuwa... ;)
OnceAgain
9 stycznia 2014, 12:42Super że święta się udały :). Ja też się cieszyłam że już koniec tego lenistwa bo też lubię mieć plan ramowy dnia.