Hej wszystkim,
Czas ucieka jak szalony...
stoję nad zlewozmywakiem... i zdaję sobie sprawę, że dni są podobne do siebie...że nie ma czasu na nic i wpadłam w jakąś monotonię...wstaję, jem śniadanie, budzę M., jedziemy do pracy..w pracy sajgon...coraz częściej zdarza mi się zapominać o różnych sprawach, bo skupiam się bardzo mocno na jednej rzeczy a na koniec dnia przypomina mi się, że miałam jeszcze gdzieś podzwonić, popytać itp...kurcze pióro...w domy obiad, chwila relaksu i gadka szmatka z M., on wychodzi znów na jakieś spotkanie, interesy bla bla bbla, ja ogarniam mieszkanie i zajmuję się zleceniami- no właśnie.ja ambitna-wziełam sobie dodatkowe zlecenia do domu, że niby wieczorami będę obrabiać, dziukać-pare godzin dziennie...ja?ja nie dam rady?no tak tylko w praktyce- wiecie jak jest...niby człowiek wraca przed 16 ale się przeciąga do 19-sprzątanie, ogarnięcie mieszkania, bo jak niby pracować w takim burdelu i chaosie?
często omiatam wzrokiem mieszkanie i zastanawiam się skąd tyle syfu, kurzu się bierze?czemu codziennie jest sterta brudnych rzeczy, naczyń, czemu non stop walają się niepotrzebne rzeczy po mieszkaniu?przecież na bieżąco po sobie się sprząta...k**wa, przecież syfiarzami nie jesteśmy a codziennie coś! irytuje się, bo nienawidzę syfu a co dzień muszę ogarniać..no nic to taki los...
coraz częściej wkurzam się na milion spraw...wszystko mnie wokół irytuje, ale nie daje po sobie poznać-w pracy zawsze uśmiechnięta...no właśnie, niby praca marzeń, a wciąż coś...nie wiem czy będę chciała tam zostać na dłużej. z resztą jaka jest szansa że będzie etat naukowy po obronie doktoratu...fuck! życie to nie bajka...
mieliśmy ruszyć z załatwianiem pozwoleń w związku z działką, a wszystko wlecze się jak flaki z olejem...M. pochłonięty na maxa pracą-kombinuje.nie ma go całymi dniami w domu.niby dobrze, bo żyć trzeba i z jednej pracy się człowiek nie utrzyma, a dziecko?a budowa domu?papiery, pozwolenia?kto ma się tym zająć?widzę, że M. na razie ochoty na to nie ma. nie naciskam, bo chodzi wciąż podirytowany robotą...
jedzeniowo-ostatni tydzień kiepsko- w pracy tylko serek wiejski i jakieś owoce, potem blokada, by na wieczór zjeść obiadokolację/.chyba to niedobrze?raczej na pewno...ale niestety ten wir mnie ostatnio przerasta.
ćwiczeniowo-wciąż jeszcze rower do pracy-ale to się już końćzy, bo jest zimno. w weekendy spacery i basen...
wagowo-bez zmian-o 59 kg.
może nie jest jakoś tragicznie-ale czuję się od jakiegoś czasu jak flak. jesienna deprecha mnie dopada. i niby wydawałoby się, że nie mam czasu na zamartwianie się, to jednak mimo wszystko źle się czuje i często chce mi się normalnie ryczeć. Humor niestety poprawiam sobie kostką czekolady do kawy z mlekiem...
wracam do zleceń...muszę czymś ręce zająć.
miłego wieczoru;*
Czas ucieka jak szalony...
stoję nad zlewozmywakiem... i zdaję sobie sprawę, że dni są podobne do siebie...że nie ma czasu na nic i wpadłam w jakąś monotonię...wstaję, jem śniadanie, budzę M., jedziemy do pracy..w pracy sajgon...coraz częściej zdarza mi się zapominać o różnych sprawach, bo skupiam się bardzo mocno na jednej rzeczy a na koniec dnia przypomina mi się, że miałam jeszcze gdzieś podzwonić, popytać itp...kurcze pióro...w domy obiad, chwila relaksu i gadka szmatka z M., on wychodzi znów na jakieś spotkanie, interesy bla bla bbla, ja ogarniam mieszkanie i zajmuję się zleceniami- no właśnie.ja ambitna-wziełam sobie dodatkowe zlecenia do domu, że niby wieczorami będę obrabiać, dziukać-pare godzin dziennie...ja?ja nie dam rady?no tak tylko w praktyce- wiecie jak jest...niby człowiek wraca przed 16 ale się przeciąga do 19-sprzątanie, ogarnięcie mieszkania, bo jak niby pracować w takim burdelu i chaosie?
często omiatam wzrokiem mieszkanie i zastanawiam się skąd tyle syfu, kurzu się bierze?czemu codziennie jest sterta brudnych rzeczy, naczyń, czemu non stop walają się niepotrzebne rzeczy po mieszkaniu?przecież na bieżąco po sobie się sprząta...k**wa, przecież syfiarzami nie jesteśmy a codziennie coś! irytuje się, bo nienawidzę syfu a co dzień muszę ogarniać..no nic to taki los...
coraz częściej wkurzam się na milion spraw...wszystko mnie wokół irytuje, ale nie daje po sobie poznać-w pracy zawsze uśmiechnięta...no właśnie, niby praca marzeń, a wciąż coś...nie wiem czy będę chciała tam zostać na dłużej. z resztą jaka jest szansa że będzie etat naukowy po obronie doktoratu...fuck! życie to nie bajka...
mieliśmy ruszyć z załatwianiem pozwoleń w związku z działką, a wszystko wlecze się jak flaki z olejem...M. pochłonięty na maxa pracą-kombinuje.nie ma go całymi dniami w domu.niby dobrze, bo żyć trzeba i z jednej pracy się człowiek nie utrzyma, a dziecko?a budowa domu?papiery, pozwolenia?kto ma się tym zająć?widzę, że M. na razie ochoty na to nie ma. nie naciskam, bo chodzi wciąż podirytowany robotą...
jedzeniowo-ostatni tydzień kiepsko- w pracy tylko serek wiejski i jakieś owoce, potem blokada, by na wieczór zjeść obiadokolację/.chyba to niedobrze?raczej na pewno...ale niestety ten wir mnie ostatnio przerasta.
ćwiczeniowo-wciąż jeszcze rower do pracy-ale to się już końćzy, bo jest zimno. w weekendy spacery i basen...
wagowo-bez zmian-o 59 kg.
może nie jest jakoś tragicznie-ale czuję się od jakiegoś czasu jak flak. jesienna deprecha mnie dopada. i niby wydawałoby się, że nie mam czasu na zamartwianie się, to jednak mimo wszystko źle się czuje i często chce mi się normalnie ryczeć. Humor niestety poprawiam sobie kostką czekolady do kawy z mlekiem...
wracam do zleceń...muszę czymś ręce zająć.
miłego wieczoru;*
ilovecooking
26 września 2013, 21:28:)
Mileczna
26 września 2013, 16:19niestety masz rację...u mnie sie naszczęscie obyło bez rękoczynów ,ale dziki tłum to był...lidlowi nie zależy żeby tych ciuchów było więcej bo nie byłoby zaintetresowania...
mili80
24 września 2013, 19:49Faktycznie jakaś depresja jesienna Cię dopadła.. Pogoda nie sprzyja optymizmowi, ale nie daj się!! Tak zawsze u Ciebie jest wszystko pięknie poukładane, także myślę, że to chwilowy chaos się wdał, ale wszystko niedługo wróci do normy!! Trzymam za to kciuki, buź :*
sr.lalita
24 września 2013, 10:52Może po prostu potrzebujesz kilku dni urlopu? Pozwala to nabrać dystansu do spraw życiowych :-)
kasia8147
24 września 2013, 08:35wyluzuj trochę, bo się szybko zestarzejesz :) pozdrawiam ;)