Gdy rok temu się odchudzałam nieustannie biegałam i chodziłam na siłownię. Z jednym z moich kumpli tak się wkręciliśmy w siłkę, że bywaliśmy tam 4-5 razy w tygodniu. Potem dostałam awans w pracy, rozpoczęła się sesja i wspólne wakacje z moim kumplem. I tak odkładaliśmy powrót na siłownię z miesiąca na miesiąc. Dziś jednak wstałam wcześniej, spakowałam moją torbę sportową, która pokryła się już kurzem, i wybrałam się na siłownię. Moja kondycja jest w tragicznym stanie i nie mogę jej nawet przyrównywać do tego co było jeszcze w maju. Niemniej jednak cieszę się, że w końcu kupiłam karnet i zmobilizowałam się do wskoczenia na bieżnię.
Mam nadzieję, że wy również dziś macie w swoich planach sport. Jeśli tak to, PJONA! :))
jacieprzepraszam
11 stycznia 2014, 15:51Owszem, wróci. W poniedziałek idziemy razem na siłownię. :)
MissPiggi
11 stycznia 2014, 15:43No to super, że wróciłaś :D Tym bardziej jeśli sprawiało Ci to tyle przyjemności;) Może kolega też za Tobą wróci;) Powodzenia!