Każdy z nas gdzieś zaczynał tą całą "przygodę z odchudzaniem". I w większości przypadków było to właśnie z utratą wagi związane. Może się mylę, ale osobiście nie spotkałam nikogo, kto zdrowy tryb życia zacząłby ot tak, żeby po prostu żyć zdrowo.
Tak też było w moim przypadku. Trwa to już dłuższą chwilę i rzeczywiście w pewnym momencie (gdy cel odchudzania został osiągnięty) moje odchudzanie stało się tym całym zdrowym stylem życia. Codzienna aktywność weszła w krew, przygotowywanie posiłków i lunch boxów stało się nawykiem, a unikanie przekąsek/podjadanie czy alkoholu (mówie tu o przysłowiowym piwku na koniec "ciężkiego dnia", nie o okazjonalnych imprezach ;) ) stało się jakieś takie normalne. Brzmi super, prawda? Pewnie, szkoda tylko, że to wszystko wcale takie NORMALNE nie jest. Cóż, zależy co określimy jako "normalne". Ja mam tu na myśli nawyki i zwyczaje szarego zwykłego człowieczka, który nie jest jakoś specjalnie zapalony do sportu (no chyba, że chodzi o oglądanie mistrzostw świata w piłce nożnej w doborowym towarzystwie z ulubionym trunkiem w ręce), a o odchudzaniu ani myśli, więc i dieta pozostawia wiele do życzenia.
Problem pojawia się więc, gdy Ty - jako ta osoba dbająca o zdrowy tryb życia, dietę i codzienną aktywność, otaczasz się tymi właśnie takimi "normalnymi" ludźmi... no bo jak żyć kiedy dla Twoich znajomych lub, co gorsza, partnera, piątek równa się piwko w barze z przyjaciółmi, i właściwie niemal każde wyjście na miasto akcentowane jest alkoholem i nierzadko - kolacją na mieście, i nie, nie w barze sałatkowym...
No właśnie... niestety ja również szukam złotego środka jak to wszystko pogodzić... Jak łatwo się domyśleć, moi znajomi, rodzina oraz partner nie prowadzą takiego samego trybu życia. I o ile nauczyłam się odmawiać alkoholu na zwykłych spotkaniach towarzyskich, gdzie serio to jedno czy dwa piwa nie spowodują, że nagle zaczniesz przeżywać "time of your life", to jednak mając 20 parę lat ciężko jest trzymać się zdrowego trybu życia, gdy każdy tu przed Twoją twarzą zajada się kebabem...
Mój facet, niestety/stety, jest raczej szczupły (żeby nie napisać chudy) więc dla niego dieta utożsamiana z góry z odchudzaniem, jest w ogóle pomysłem całkiem niedorzecznym, a każde moje próby przekonania go do zdrowego żarcia, czy treningu spełzły na niczym. Coś tam spróbował, czasem zje ze mną to co ugotuję, ale suma sumarum moje przygotowywanie lunch boxów i domowe gotowanie skończyło się na tym, że On zaczął kupować lunch w uniwersyteckiej stołówce, a kolację przygotowuje sobie osobno.
Cóż, nie jest to może koniec świata, ale z pewnością takie otoczenia nie ułatwia trzymania się (bywa, że rygorystycznych) zdrowych nawyków...
A Wy? Wymieniliście znajomych na tych fit, czy też borykacie się z kebabożercami? :D A może macie na nich swoje sposoby?