Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
zaparłam się, ale na wagę nie wchodzę na razie


coś mi ta waga różnie pokazuje, elektroniczne, szklane dziadostwo - ważę sie w tym smym miejscu (bo na płytkach naczej i na panelach inaczej wskazuje). Jem sobie w miarę systematcznie, ostatni szybki wynalazek: tuńczyk z puszki z groszkiem i jajkiem + majonez i grubo mielony pieprz + sól morska. Nawet niezłe :) 

ale trzymam się dzielnie, odkrywam nowe samki zielonej herbaty, i wyciskanych soków - wiem wiem, fruktoza, ale raz na tydzień bomba witaminowa mi nie zaszkodzi. W poniedziałek byłam na ćwiczeniach, nie zdążyłam na 19.00, więc poszłam na 20.00 a tam jakaś kilerka prowadząca tak dała czadu, że nie mogłam dojść do siebie. Ale na koniec ćwiczenia rozciągające były więc zero zakwasów :) - to działa, wow!!! No i lżej się czuje ogólnie. Ale bardziej szczęśliwa w ogóle. Szaro, ciemno jak wstaję, ciemno jak wracam z pracy, pracy dużo, z kasą średnio, gardło mnie boli, ogólnie jakiegoś doła łapię. Ot i tyle.

Mobilizuję się Waszymi wpisami i fotkami - wiem, że nie jestem sama. No i moja siostra po dwóch ciążach tak schudła, że aż mnie ściska - taka laska.  Ja też mogę, dam radę, damy !

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.