Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Cukrowo


Właśnie zmierzyłam sobie cukier -  51. Aż mi serce zabiło ze strachu, jako że nie mam jeszcze zdiagnozowanej cukrzycy, a jedynie podejrzenia. Bardzo słuszne w sumie. Wiele osób w mojej rodzinie cierpi na tę chorobę, a mi za każdym razem jak mierzono cukier rano wynosił ponad 100. Trzeba w końcu iść i zrobić krzywą cukrową. Przynajmniej mogłabym sobie jeść na maturze :) No, więc pomyślałam, że to musi być jakiś błąd pomiarowy, toteż zmierzyłam za chwilę ponownie i było 111. Czy można się uzależnić od mierzenia cukru? xD 
A no tak, przecież to mój pierwszy wpis, a ja się jeszcze nie przywitałam. Witajcie! Dzisiaj jest rocznica śmierci mojego idola, więc niech będzie też symboliczną datą śmierci mojej nadwagi, a raczej pierwszym dniem próby jej unicestwienia. Chciałabym schudnąć 15 kg. Według prognozy vitalii osiągnę to dopiero w 2018 r. a jak kupię dietę to już w lipcu. Niestety, nie stać mnie. Zobaczymy jak to wyjdzie. Wczoraj zaczęłam ćwiczyć jogę, ale chyba wzięłam sobie za wysoki level jak na początek. Ze względu na kontuzję, mogę sobie pozwolić tylko na lekkie ćwiczenia. Na śniadanie zjadłam serek wiejski i 2 kromki białego chleba z masłem. Nie jestem z siebie dumna, ale dosłownie nic innego nie było. Właśnie się zważyłam: 64.4 kg. Jestem już po śniadaniu i zważyłam się w bluzie. Tak lubię najbardziej. No bo przecież powiedzmy, że rano na czczo byłoby 63,5 kg i tak też bym mówiła wszystkim: no słuchaj Danka, ja to ważę 63,5kg, a Danka chciałaby mnie podnieść i zes*ałaby się z wysiłku, bo nie spodziewałaby się tego. To jak błąd względny i bezwzględny w matematyce, gdzie bierzesz wartość przybliżoną i rzeczywistą. Yyy....
Nie wiem jeszcze w jakim kierunku będzie szedł ten pamiętnik, tak samo jak jestem niepewna co do mojego schudnięcia. Po prostu patrzę realnie na sprawę, a 10 - letni bagaż doświadczeń pozbawił mnie optymizmu, jednak nie zamierzam tu się użalać nad sobą, gdyż nie potrzebuję litości, a motywacji. Wiem, że ten wpis jest chaotyczny - najwyraźniej odzwierciedla moje postrzępione myśli. Nie nakładam na siebie presji, bo wiem, że ona nałoży się sama z czasem. Udany tydzień, miesiąc, -3 kg i bum! Mamy presję wywołaną tym, że szkoda to zmarnować. Czyli -  oby wytrzymać tydzień. Do następnej soboty! O i proszę jaki ładny cel. To jeszcze jeden, może... wypić galon wody. Co to znaczy wytrzymać? Wiadomo przecież, nie będę pisała tego, co już było milion razy napisane.

  • aska1277

    aska1277

    8 kwietnia 2017, 17:47

    Witaj i powodzenia zatem w gubieniu kg :)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.