Dzisiaj byłam w pracy na 6 godzin, trochę się powkurzalam na jedną pracownicę, niestety jest bardzo niesforna. Jeżeli tak dalej pójdzie i nie będą do niej docierały pewne insynuacje, będziemy musiały poważnie pogadać. W przerwie na obiad skoczyłam na zakupy na jutrzejszy piknik z M. Niby ma to być piknik dla mnie i M. organizuje wszystko oprócz kocyka (to moja dzialka) I nawet piecze maślane bułeczki, no ale też chcę coś przynieść nawet, jeśli się zdublujemy. Najgorzej z naszymi nawykami żywieniowymi. On zero tłuszczów, ja znowu dużo. Ja nie jem owoców, on znowu uwielbia. Coś tam wzięłam klasycznego. Mandarynki, borowki, Winogrono. Banany nawet. Kabanosy cielece, camember, wino i szampana. Croissanty, kilka słonych przekąsek i kilka słodkich, jakieś żelki dla niego.
A jutro przed piknikiem idziemy z M na ścianke wspinaczkową. Nigdy nie byłam, chyba nawet sama zaproponowałam to i nie mogę się doczekać ☺
Dzisiaj natomiast widziałam się z D. Nie byłam na jego urodzinach z powodu kwarantanny i do tej pory nie dałam mu prezentu... niestety zburzył mi koncepcje, gdy mi oznajmił fakt, że absolutnie przestał pić alkohol (a jeszcze robił mi awantury w zeszle wakacje, że ja za mało z nimi piłam na wypadzie do zakopanego). Dzisiaj specjalnie zaciągnęłam go do księgarni by podpatrzeć, które książki mu się najbardziej podobają, bo to jest coś co on lubi, tyle że nie mogę trafić w jego gust. I już wiem co mu kupię ☺☺ Ale spędziłam z nim dziś szalony dzień. Bardzo się cieszę, że mimo tego, że o tej 16 zasypiałam na stojąco wypiłam mocna kawkę i pojechałam do centurm miasta. W między czasie zaciągnął mnie na kebaba (takiego wypasionego), ponieważ nic jeszcze nie jadlam. Teraz tak mam, że jem od 16 czy 18 dopiero i jem do północy. Jeszcze zabrał mnie na wielkie lody o smaku mascarpone z malinami i kawy. A później skręciliśmy do naszego ulubionego antykwariatu (zawsze tam narobimy sobie wstydu...) I znalazłam fantastyczną książkę, ale nie kupiłam jej, bo nie mam za duzo czasu teraz a jest tak fantastyczna, że nie wyszłabym z mieszkania przez tydzień chyba gdybym się do niej przyssala. Później skoczyliśmy do nowo otwartego baru (z ramienia barów, które najbardziej lubimy) I później szwendalismy się po mieście i dalej gadaliśmy głupoty. Niby w tym tygodniu bywałam w mieszkaniu tylko na spanie, a jakoś mimo tych dni czuję się wypoczęta. Przynajmniej psychicznie.