Dzisiejszy dzień nie był tym 'idealnym' - ale nie szkodzi. Uczę się radzić sobie w różnych sytuacjach - w końcu przede mną kilka miesięcy zmagań i nie zawsze wszystko będzie szło zgodnie z planem - grunt to jakoś to ogarnąć i podążać swoim torem.
Kwarantanna zakończona, ale mama i teściowa uraczyły mnie obiadkami na kolejny tydzień - żebym osłabiona nie musiała stać przy garach. Jakże piękny to uczynek i .. całkowicie sprzeczny z moimi postanowieniami dietetycznymi. W lodówce goszczą u mnie teraz naleśniki, smażone mielone, kurczak pieczony, kulki po wiedeński i pomidorówka. Staram się w tym wyszukać potrawy najzdrowsze i najmniej kaloryczne (zupa i kulki), a resztę wciskam M. Nie odmówię darowanego obiadku, bo zawsze jakoś lepiej takowy smakuje :), ale pilnuję ilości i kaloryczności posiłku.
I śniadanie 8:30 (270 kcal): chleb razowy z sałatą, serem żółtym, wędliną i pomidorem
II śniadanie 12:00 (200 kcal): zupa pomidorowa z makaronem
lunch 14:00 (70 kcal): bułka pszenna
obiad 16:30 (200 kcal): kurczak pieczony z ziemniakami i ogórkiem
podwieczorek 17:00 (100 kcal): kawa z mlekiem i ze stewią
kolacja 20:00 (360 kcal): bułka z mozzarellą i pomidorem
przekąska 21:30 (50 kcal): nektarynka
RAZEM: 1250 kcal
Podsumowanie:
Chociaż trochę dziś produktów 'niedozwolonych' to biorąc pod uwagę okoliczności - jestem zadowolona. Zjadłam 7 posiłków i nie dopuściłam do napadu głodu - chociaż musiałam się ratować suchą bułką na lunch, bo nic innego nie było pod ręką :) Zaskoczyła mnie kaloryczność mozzarelli - muszę na nią uważać. No i wcale nie chcę zjadać 1250 kcal, a 1500 kcal, żeby mieć siły, energię i nie czuć głodu. Ale generalnie jest dobrze - panowałam nad tym, co jadłam, a nie odwrotnie