Pamiętajmy o naszych dzieciach żeby je nauczyć zdrowego życia, ja patrzyłam na mamę, która siedziała i siedziałam, w pracy, w domu. Pamiętam, że nigdy jej się nie chciało ruszyć żeby pograć w badmintona, a dupa rosła i rosła, teraz ma chyba 54 rozmiar. Ciężko jej zrobić więcej niż 100m bez podparcia, niby nie jest kaleką, ale właściwie jest, jest ofiarą własnej tuszy, lenistwa i łakomstwa. Nie chcę być taka, a zaczynam.
Pamiętam babcię, też miała problem, ale trzymała wagę (wprawdzie za dużą) latami, miała sukienki, które miały 20, 30 lat i cały czas były dobre, ale codziennie spacerowała niezależnie od pogody, jeździła na wczasy, a co piątek robiła sobie dzień oczyszczający , jadła tylko jabłka i piła i tak latami. Zawsze mnie denerwowało jak mnie częstowała czekoladą i dawała dwie kostki, a resztę chowała! a ja chciałam całą! A ona była mądra, tylko jednak za mało mądra żeby mi to wbić do głowy, albo ja nie chciałam słuchać.
Mi udało się wychować dwóch przystojniaków, obydwaj mają 180cmi ok.70kg, noszą dżinsy w rozmiarze 30, są już studentami i cały czas im wkładam w głowy co by sobie żołądków nie rozpychali, zwłaszcza starszy miał manię jedzenia dla fanu np, całego bochenka chleba. Obydwaj biegają, jakiś basen, siłka, młodszy częściej, ale i ma lepszą motywację, jest modelem. Całe życie im gadam patrz na rodziców i dziadków i się zastanów czy warto dla paru smakołyków. I widzę, że skutkuje, myślą co jedzą,a są na własnym wikcie w akademikach. W naszym domu nigdy się nie kupowało chipsów (wolałam czekoladę, hehe) teraz jak jesteśmy w sklepie i mówię weź sobie coś, to zazwyczaj biorą sok, mleko czekoladowe, banany, czyli nie najgorzej. Nie jadają fastfoodów, sami sobie gotują (kumpel w pokoju się cieszy) i krytycznie patrzą jak ktoś wcina zamiast obiadu parówki, lubią je, ale obiad to obiad. Popełniają wiele błędów, ale zadają pytania.
Zaś mój mąż w ciągu 1,5 roku zrzucił mimochodem prawie 20kg i taką wagę trzyma już prawie rok, pracę ma ruchliwą, w domu i wokół lubi też pogrzebać, ruch ma. Odstawił piwo na rzecz czerwonego whisky, wina albo wody ;)
Odstawił smarowidła do chleba, nie je do pełna, dopycha się waflami ryżowymi.
Nie jadamy prawie ziemniaków, makaron i ryż rzadko. I są efekty, tylko ja się zastanawiam czemu ja przy nim nie schudłam, ale to to podjadanie jak nikt nie patrzy.
Kilka dni większej samokontroli i są efekty, czekam na dalsze.
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
belferzyca
11 stycznia 2013, 14:21mądre słowa... ja swoich też uczę, cholernie trudne zadanie... zwłaszcza kanapki ... jak widzę co jedzą dzieci w szkole...br...
RENI1311
11 stycznia 2013, 14:14Ważne jest co wyniesie się z domu. Czego Jas się nie nauczy... Ale okazuje się, że w dorosłym życiu tez można zmądrzeć i nie powielać pewnych schematów czy niezdrowych zwyczajów. A propos Twojego męża, mam identyczną sytuację. Rok temu zaczęłam stosować dietę, po 5 kilogramach moja waga stanęła, a mąż zrzucił około 10 i juz mu tak zostało. Moje 5 wróciło, a On się trzyma. Zawiszczę ;) Zastanawiają mnie, gdy jesteśmy razem w restauracji, wielkości porcji. Mąż dostaje taką samą porcję jak ja. Oboje zjadamy całe. Ktoś jest przejedzony, a ktoś głodny? Wiem, że nie muszę zjadać całej, ale jak już mam i nie jestem przejedzona, a mogę (mogę bo mam), to czemu nie zaszaleć? Czy to nie powinno być tak, że są porcje damskie i męskie? ;))
therock
11 stycznia 2013, 14:10mądre słowa