Jesienna depresja chyba już mnie opuszcza, bo czuję się już lepiej, mam więcej chęci do życia, do działania, do diety :) Nie chce mi się płakać na każdym kroku. Czuję, że to jest właśnie ten moment, w którym jestem w stanie wbić się w rytm diety, ćwiczeń, własnego rozwoju. Będzie dobrze!!
Na wadze bez wielkich zmian. Nic w tym dziwnego skoro nie trzymałam się diety tak jak powinnam, ale nie dołuje mnie to. Wiem, że nieodłącznym elementem każdego wyjazdu jest żarcie na stacji i alkohol w hotelu ;) Cóż, wyjazd do Warszawy zaliczam do udanych, oderwało mnie to trochę od rzeczywistości i poprawiło samopoczucie, a to ważniejsze od wszystkich kilogramów ;) Na obwodach po też troszkę mniej i oczywiście też bez rewelacji, grunt że coś spada! Działamy!!!!
Letys
5 grudnia 2018, 11:45Cześć! Przeczytałam Twoje wpisy i widzę, że sporo nas łączy. Mamy podobną wagę, podobne przypadłości i skłonności i w tym samym czasie poczułyśmy ducha walki:) Trzymam kciuki za Ciebie! Żebyś osiągnęła upragniona wagę a potem już nigdy nie wracała do 70tki:)
GrubaMikaa
6 grudnia 2018, 09:32Dzięki! Oby nam się udało!! Też trzymam kciuki za Ciebie :)
jak.nie.dzis.to.kiedy.
5 grudnia 2018, 09:41fajnie że jesienna depresja Cię opuszcza :)))) Okropny stan w niej tkwić - rok temu miałam mocną :/
GrubaMikaa
6 grudnia 2018, 09:36Oby więcej nas nic takiego nie dopadło!