Rachunek sumienia... . Jakieś złe fluidy krążą od piątku nade mną. Pogoda się do tego przyczyniła jak nic i jeszcze te babskie dni
. Lało, wiało, koszmar, wszystkie plany wzięły w łeb. Na basen nie mogłam jeździć, rowerek też odpadł i brzuszki do jutra na pewno odpadną. Jednym słowem wypadłam z rytmu grzecznego dietkowania i sobie pofolgowałam dzisiaj. Żarłam bez opamiętania, dodatkowe kromki chleba, dodatkowe mięsko, fakt dużo surówek też.
W desperacji wyszorowałam całą łazienkę dosłownie po sufit, cały brodzik, póki, fugi, podłogę itp. Zaliczyłam też spacer, ale dzisiaj to był marszobieg a nie marsz. Dwie bite godziny. Wiem, że to i tak nie wyrówna bilansu, ale chociaż w połownie mnie rozgrzeszy. Smutno mi i tyle.
Mam nadzieję, powrócić na drogę dietkowania i oby w piątek wynik wagowy mnie nie załamał zupełnie.
grazynka45
7 lutego 2011, 20:46Wraca,wracaj kochanie na drogę cnoty.bo do tej pory tak ładnie Ci szło,no ale małe wpadki są wybaczane:)))) Grażynko nie odzywałam się bo trochę mi się chorowało a potem wnusie miałam,ale jestem tu podglądam i obserwuję,no i kombinuję jak się za swoją dietę wziąć bo trochę mi przybyło:)))) A o przepis poproszę:))))Buziaki:))))