Z piątku na sobotę dostałam okresu (miałam do dostać dopiero jutro) nawet o tym nie wiedząc w piątek wieczór wpakowałam siebie dużo słodyczy, bo czułam, że muszę, bo się uduszę. ;) W sobotę też się jakoś nie pilnowałam. Dziś na wadze 64,1, może zobaczę 01.05 trójkę na drugim miejscu i oficjalnie odnotuje fajny jak dla mnie miesięczny spadek. Od wczoraj znowu jestem w deficycie, od rana w ruchu, cały czas spacerki. Z resztą sobota też była cała w ruchu, ale jedzeniowo średnio, bo frytki i kawałek pizzy. Przeżywam tak tę wpadkę, ale patrząc z boku, to nawet w żaden dzień nie przekroczyłam 2500kcal, wiele z nas ma takie zero kaloryczne.
Nie jest ze mną tak źle, myślałam, że będzie gorzej, ale jak już hormonalna bomba się uspokoiła, to znowu jestem sobą. :D I pod względem trzymania diety i z nastrojem.
Zaczyna się ładna pogoda, więc jak już zaliczę po pracy godzinny plac zabaw, to kupuje ziemie i przesadzam swoje sadzonki. :) Może w tym roku uda mi się wyhodować coś fajnego, bo zainwestowałam w wysokie doniczki, których nie zniszczy mój pSIUR. Czekam jeszcze na paczki od chińczyków z ogrodowymi gadżetami, które niestety pojawią się dopiero po majówce.
1. owsianka z serkiem wiejskim
2. bułka z pestkami dyni, pasta warzywna, pomidor malinowy
3. leczo