Mija drugi dzień mojej walki z otyłością.
Nie jest różowo - wczoraj od rana problemy żołądkowe (nie wiem skąd!), a dziś rano migrena!! Ale "dietowo" jak na razie nie jest źle :) nie trzymam się jadłospisu na 100% ale słodkiego nie było i limitu kcal nie przekroczyłam :)
Oby dalej nie było gorzej! :)
martiniss!
11 grudnia 2019, 16:22Póki co daj sobie szansę. Nawet jak nie będzie książkowo z jadłospisem. To próbuj się wyrwać z tego co było i budować coś zupełnie od nowa. A czy będzie od razu idealnie? Pewnie nie. Ale z czasem sama zauważysz, że czujesz się - tak fizycznie - po prostu lepiej. Lżej się chodzi. Lżej się siedzi. Nawet leży, gdy bęben nie jest zawalony. Gdy w żyłach nie buzuje insulina i glukoza. Gdy wątroba nie musi przepracowywać masy tłuszczy. Nerki to samo. Jelita mogą mieć problemy przez pierwszy miesiąc nawet, lub dłużej. Wystarczy się zastanowić czemu. A no, kompletna zmiana żywienia, nawet nie tego co jesz, a ile! oraz rzadziej!, oraz nie ma podkręcacza -> cukru! Na samiutkim początku zdecydowanie polecam nie obcinać za bardzo tłuszczy, co by jelita jednak nie miały jakiejś katorgi z przepracowaniem nowej kompozycji żywieniowej. No i co, może takie zadania na początek, choćby nie wiem co, nie odpuszczam przez miesiąc. I nawet jak nie będzie jakiegoś oszałamiającego spadku, itp. itp. Kolejny miesiąc? Zrobić sobie jakieś modyfikacje i dalej. Warto. Nawet jeśli 2 dni z tych 30 będą tylko ideolo, a reszta bez szału, a ileś fatalnych to i tak to jest sukces. Bo ma się wartość wyjściową, nad którą można pracować. Nasze życie to nigdy nie będzie sztywna konstrukcja, a masa która jest podatna na kształtowanie, i z zewnątrz ale i my sami ciągle podejmujemy milion decyzji. W co się ubrać, którą drogą pójść, kupić, to, zrobić to, zjeść to, umyć teraz zęby, nie później, a to, a tamto. Codziennie coś. Sporo robimy bez zastanowienia. I tu właśnie jest pole do popisu, zamienić ten stan na MYŚLENIE. Chcę to zjeść? Chcę. Okej. To jedz. Ale najpierw niech pojawi się ta chwila zastanowienia. Chcę się trochę poruszać? Zjadłam spory posiłek. W sumie warto się przejść, choćby po okolicy, choćby 15 minut. Na zwykłe rozruszanie flaków. Okej. W sumie racja, idę. I tak dalej. Niby piszę banał. Ale ten banał uratował mi życie. Dobiłam do II st. otyłości, i tylko dzięki pracy nad tym nawykiem -> zastanowieniem/myśleniem, dałam radę ją pokonać. 45 kilo później. Waga w normie. Powodzenia!