Jutro ostatni dzień urlopu. To znaczy, tej części urlopu. Wracam na 4 dni do pracy, a potem kolejne 3 tygodnie wolnego, ale już nie będę sama i nie będę miała tyle czasu.
Tak sobie obserwowałam mój apetyt w czasie mojego pobytu na odludziu. I zauważyłam dwie rzeczy:
1. W czasie upału nie chce się jeść. No to nie jakieś wielkie odkrycie. Wystarczą płyny. Chociaż zdarzyło mi się, że po silnym wysiłku miałam napad głodu i to mimo upału. Raz.
2. Drugie - tym razem zaskakujące mnie spostrzeżenie, to brak głodu przy ciągłym podjadaniu. I nie chodzi tu o ciastka czy orzeszki. Poszłam rano na długi, 22 km spacer po górkach, w zasadzie całodniowa wyprawa. Zwykle biorę jakieś papu - chrupki kukurydziane, wafle zbożowe, batony proteinowe itp. Ale dzisiaj wychodziłam gadając z mężem przez telefon i jakoś zapomniałam wziąć. Niedziela. Prawie wszystko pozamykane. Zresztą i tak trasa cały czas w lesie. Płyny miałam. Chociaż byłam w schronisku, kupiłam leśny miód, no ale miód jakoś nie bardzo się da pożerać bezpośrednio ze słoika paluchem. Zresztą to nie dla mnie ten miód. No więc bałam się, że przez ten cały dzień będę głodna, ale nie odczułam ani cienia głodu, chociaż było chłodnawo, bo cały czas coś wcinałam. Nie jakieś duże ilości, ale tu malinka, tam parę jagódek, albo kilka jeżyn. Wiele tego nie zjadłam, jakieś hmmm... kilka garści może w sumie. Gdybym to zjadłam na raz, to szybko by przeleciało i byłabym głodna, ale takie rozłożenie w czasie spowodowało, że mózg cały czas dostawał informację o tym, że jest jedzone. Przyszłam do domu, jeszcze zrobiłam trening ogólnorozwojowy. A potem dopiero zabrałam się za robienie posiłku. Ciekawe.
W zasadzie portrety dzieci za skończone. Myślę jeszcze o drobnych poprawkach, ale to już jak farba wyschnie, więc najwcześniej za tydzień.
Pokazuję:
Teraz tak:
NA PLUS:
1. Dziewczyny są do siebie podobne. To jest na plus.
2. Jak na pierwsze moje portrety olejne, bez żadnej nauki malowania, jestem w zasadzie zadowolona.
3. Udało mi się ogarnąć najtrudniejsze części ciała, czyli usta, nosy i ucho (!). Dłoni nie było, ale o dziwo, dłonie mi jakoś wyjątkowo dobrze wychodzą.
NA MINUS:
1. Cholernie trudne są ubrania (zagięcia tknanin, suwak itp.). Tu ewidentnie brakuje mi techniki.
2. Tło. Chciałam kolory aury, ale wyszło za silne i nie jest to to, co planowałam.
3. Cienie. Niby OK, rzeczywiście w dobrych miejscach, dobre kolory, ale są za słabe. Farba zmienia kolor wysychając i te cienie stają się bardzo słabe. Boję się dużych kontrastów i przesadzam zbyt delikatnymi przyciemnieniami. Możliwe, ze werniksowanie pomoże, doda kontrastu. Ale to najwcześniej za pół roku można.
Czyli 3:3, czyli wyszło na 1.
barbra1976
25 lipca 2022, 18:47Powiem ci, że mistrzostwo świata, masz mega talent. Skąd one takie pięknie skośne oczy mają?
barbra1976
25 lipca 2022, 18:47Fajnie widzieć etapy.
ggeisha
25 lipca 2022, 18:54Ha, nie wiem, nie zastanawiałam się. Pewnie po mnie, hahaha, muszę mieć coś z Azjatki.
Naturalna! (Redaktor)
25 lipca 2022, 08:35Bez nauki malowania i takie portrety??? Serio??? Przecież jak na amatorkę to nieziemsko DOBRE są 🏆🏆🏆 a córki wiedzą o tych portretach, czy zrobisz im niespodziankę? Oglądałaś jakieś filmiki z techniką malowania, czy może masz książkę? Ja kupiłam farby olejne, pędzle, podobrazie i coś, czym robi się bazę (nie wiem nawet jak to się nazywa) i tak sobie to wszystko czeka na odpowiedni moment. Ciekawa jestem, jakie bohomazy bym trzasnęła 😉😂😜
Naturalna! (Redaktor)
25 lipca 2022, 08:46* kupiłam to kilka lat temu. Pokazałam mojemu facetowi i powiedział, że Twoje portrety córek są świetne!
ggeisha
25 lipca 2022, 10:00Jejku, dzięki!!! Starsza wie, bo musiałam uzyskać jej zgodę. Młodsza nie wie, bo jest na obozie. Książkę o malowaniu kupiłam jakieś 35 lat temu i w zasadzie służyła mi do inspiracji. Wtedy nasmarowałam pierwszy obraz - Einsteina nawet nie wiedziałam, że podobrazia się kupuje. Zbijałam ramkę z deseczek i obijałam płótnem, które później impregnowałam lakierem do ram okiennych. Ech. Teraz mi wróciły chęci. Wszystko można kupić online. Kupiłam farby, pędzle (kurde, to mycie pędzli po farbach olejnych to istny armagedon!), terpentynę i po prostu zaczęłam maziać. Potem dojupiłam medium do laserunku, bo spodobało mi się kładzenie półprzezroczystych warstw - probowałam rozrabiać farby olejem lnianym (takim ze spożywczaka), ale on strasznie zmieniał kolory na zółtawe. W sumie to medium też trochę zażółca, ale mniej. Widzę, że brakuje mi pędzli bardzo małych, do detali. Więc pewnie czeka mnie kolejny zakup. Wyczytałam w internecie, że po jakimś pół roku do roku obraz trzeba zaimpregnować werniksem. Też go kupiłam i jak nie zapomnę, to nim posmaruję. Cóż, uczę się od sanej siebie. Próbuję. Nie stać mnie na błędy, chociaż obraz motylka na chabrze-bławatku uważam za porażkę. Myślę, że praktyka czyni mistrza. I chętnie bym popraktykowała, tylko jak rozciągnąć czas? To chodzenie spać o 2-3 w nocy mnie już męczy.
ggeisha
25 lipca 2022, 10:02Komentarz został usunięty
ggeisha
25 lipca 2022, 10:05Aha, wykupiłam dwa kursy internetowe rysowania i malowania. Ale nie miałam czasu ich oglądnąć. Prawdę pisząc, widziałam tylko pierwszy odcinek tego o malowaniu, gdzie pani opowiada, co trzeba kupić, żeby zacząć i żeby sobie testować mieszanie kolorów. No i stwierdziłam, że to strata czasu, bo to samo wychodzi w praniu. Może jak będę unieruchomiona po zabiegu na paszczy, to pooglądam te filmiki. Albo jadąc gdzieś...
kasiaa.kasiaa
25 lipca 2022, 07:57Dla mnie bomba 😊