Od pewnego czasu intrygowała mnie pewna sprawa. Otóż mam takie treningi grupowe, 3 razy w tygodniu po 45-50 minut razem (trening właściwy z rozgrzewką i rozciąganiem). No i laski porównują swoje spalone kalorie. To się oczywiście waha w zależności od treningu, ale u nich to jest 180-250 kcal/ trening. A u mnie dramatycznie mniej. Na przykład wczoraj, siódme poty z siebie lałam. Ile spaliłam? 125 kcal. Trenerka mówi, że to niemożliwe. No a ja uważałam, że OK, bo podczas niedzielnego biegu - 30 minut na pełnej szpuli, wręcz "do porzygu" zegarek wyświetla mi 300 kcal. Więcej nie i koniec. Więc 45 - 50 minut takiego treningu, z czego połowa to prawie odpoczynek, nie powinno spalić więcej niż te 125 kcal. Ale jednak inni mają więcej. Czemu?
Głowiłam się nad tym. Rozważałam, że coś nie halo z kontaktem (że niby za luźny pasek), ale tętno pokazuje OK, takie jak czuję, zresztą, mogę to sprawdzić z palcem na tętnicy. Więc może moje stosunkowo niskie tętno spoczynkowe? Ale on te kalorie też na masę liczy, a ja jestem kloc, więc powinnam więcej palić. Może za zimno mam w pokoju? Ale skąd zegarek o tym miałby wiedzieć? Zresztą, ćwicząc jest mi ciepło/
No i wreszcie pojęłam ideę mojego czasomierza!
Sprawdzałam sobie dzień po dniu co on mi w tych kaloriach wpisał. No i mam odpowiedź. On dzieli kalorie na spoczynkowe i wysiłkowe. Jeśli włączę trening, a pójdę spać, to choćby trening trwał 5 godzin, naliczy mi ZERO kalorii. Bo kalorie z treningu traktuje tylko jako wysiłkowe. Czyli dodatkowe. A więc, mam wyliczone dokładnie 1683 kcal jako moje PPM. Każdy trening daje kalorie wysiłkowe, które dodaję do PPM i nie muszę już uwzględniać czasu. Bo przecież podczas treningu też żyję, oddycham, krew mi krąży, serce i inne narządy pracują. Więc na dobrą sprawę PODCZAS 50-minutowego treningu spalam te moje 125 kcal PLUS (1683/24)*(5/6)= 58,5 kcal. Czyli w sumie 183,5 kcal. Czyli mniej więcej tyle, co inne laski.
Czemu tak liczy? Bo jest mądrym zegarkiem. Od kiedy skojarzyłam garmina z MyFittnessPal jego logika jest taka: Mam PPM = 1683 kcal. Więc tygodniowy wydatek z samego faktu życia wynosi 1683 kcal * 7 = 11 781 kcal. Jeśli chcę schudnąć na przykład pół kilograma na tydzień, to powinnam jeść mniej o 3 500 kcal. Co on odejmuje od PPM, czyli leżąc i pachnąć będę chudła jedząc 8281 kcal/ tydzień, co daje 1183 kcal dziennie. Oczywiście to byłoby zbrodnią. Ale do tego dochodzą aktywności, wszystkie, włącznie w krokami do kibla czy przewracaniem się na drugi bok. I o tyle więcej mogę i powinnam zjeść, ile spalę aktywnie. Czasem to nawet dochodzi do 3000 kcal/dzień.
Ale że od tygodnia nie liczę spożywanych kalorii, to nie wiem, jak wychodzi bilans. Sprawdzę za jakiś tydzień, jak się zważę.
tara55
17 października 2021, 10:27Trzymam.... ✊✊✊✊✊✊✊✊✊....... 😀 🥰
ggeisha
17 października 2021, 15:10Przydały się 😘
Naturalna! (Redaktor)
15 października 2021, 09:59ha, ja wieki temu miałam fazę na zliczanie kalorii na tych zegarkach (miałam jeszcze starego garmina, takiego pomarańcz\owego, wielkiego czołga, może znasz ten model?), potem Polara, obecnie nie zaprzątam sobie tym w ogóle głowy.
ggeisha
15 października 2021, 17:30Też miałam tego pomarańczowego, chyba model 310 :D . GPS łapał nawet do pół godziny, haha.
barbra1976
14 października 2021, 20:32Tak czy siak o bilansie się nasłuchałam i naczytałam i gdyby miało działać tak, jak chcą cyfry, wystarczyłoby czegoś tam nie jeść i hop chudniemy. A tak nie jest. Dlatego to olałam. Może kiedyś schudne do końca niechcący.
barbra1976
14 października 2021, 20:35Mega dobrze zjawisko kalorii tłumaczy publikacja "Mit kalorii", muszę odświeżyć zresztą.
ggeisha
15 października 2021, 06:47Tak, mam tę książkę. Racja.