U Głównego Klienta "urlop".
W sobotę Żona wyjechała na pielgrzymkę do Rzymu.
Miałem jechać z dziećmi na ferie w góry.
Do rodziców na drugi koniec Polski.
Nie pojechałem, z powodu mrozów.
Odwołałem wizytę "po drodze" u Kuma i Chrześniaka.
(Znowu nie byłem na urodzinach Małego - prezenty czekają na lepszą okazję - może w okolicach Rogatego Rancza?).
Moja Mama, która miała przyjechać do nas na jeden dzień i potem pomóc mi w podróży, została u nas na tydzień.
W środę zostawiłem Ją z dziećmi samą.
Wyjazd do klienta pod Wrocławiem.
Planowany i uzgadniany od miesiąca.
Tylko miało być blisko (z Kłodzka), a wyszło daleko (z Rzeszowa).
Ostatecznie kilkanaście godzin za kółkiem, przejechane 900 km i 3 godziny rozmów z potencjalnym klientem.
Wróciłem zmordowany wieczorem.
Synek już spał.
A w nocy zaczął płakać. Lekka gorączka. Panadol.
Ale na twarzy jakieś krostki.
Sprawdziłem na tułowiu - dużo krostek.
Rano wizyta u lekarza i potwierdzenie mojej amatorskiej diagnozy: Ospa Wietrzna.
A klienci (pozostali) jakby się zmówili: temu to, temu tamto...
I oferta dla tych spod Wrocławia na poniedziałek.
A Mały marudny. Z gorączką i swędzeniem - ma prawo.
A córka nieznośna. Brakuje mi dla Niej czasu.
A ona daje mi to odczuć. Pewnie za kilka dni także i ona będzie w krostach.
W sobotę wraca Żona, w niedziele wyjeżdża Mama i (zapewne) przyjeżdża do pomocy teściowa.
Coś mi się wydaje, że w poniedziałek wrócę do pracy u Głównego Klienta i odetchnę z ulgą...
Nareszcie trochę spokoju...
gi.jungbauer
10 lutego 2012, 07:48Niezłe zamieszanie! dużo zdrówka dla dzieci, a dla ciepie dużo cierpliwości do nich :)