Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
la. la. la. sobota pracująca!
27 maja 2006
Hi heja ho, jak mówią lokalni ziomale. Znaczy autochtony. Wczoraj nie wpisywałem się do blogaska, alebowiem pracy miałem po tąd, a nawet kawałek wyżej. W związku z tym, odchudzanie trochę straciło na impecie. No może nie straciło, a tylko lekko się wykoleiło.
Bułeczki z ziarenkami i jajeczkiem i majonezikiem na śniadanko dąły mi siły na ciężką prace do godziny 19!
Tak tak szanowne klikaczki i klikacze. Nawet nie miałęm czasu zjeść normalnego obiadku, pracowałem ciężko fizycznie, spociłem się jak chora norka, i ogólnie wróciłem martwy do domu. W domku czekała na mnie letnia żona i ciepłe spagetti ( albo odwrotnie, już nie pamiętam) Smaczne nawet było, z żywą, aczkolwiek lekko zwiędłą bazylią. ROBAL zrobił. Cacy ROBAL. Następnie wciamałem LODA. NIAM NIAM. Po 10 minutach zostaliśmy z robalem porwani do garażu na garażówkę. Tam zjadłem 37,5 paluszka grachamka ( zjadłbym 38 ale ROBAL mi wyrwał... ) i wypiłem CYTRYNÓWKĘ. jeden kieliszek. na 8 razy :)
A i zagryzałem ogórkiem. Ale ja jestem niecacy! Po łapach mnie bić tylko, albo po czym innym. I tylko patrzeć, czy równo puchnie...
ewikab
27 maja 2006, 12:58Jesteś świetny!!! Tzn. świetnie piszesz - może warto się przekwalifikować? Byłbyś lepszy niż niejedna pisarka młodego pokolenia ;))))) Trzymam kciuki za spadek wagi...chociaż ja akurat lubię mięciutkich facetów...a żonę też masz super-babkę ;)))))
lianka
27 maja 2006, 12:51mialo nie puchnac a wrecz odwotnie mialo chudnac.. caly zespol vitalii ma nadzieje, ze teraz bedziesz cacy.