Po chorobie mam ogromną ochotę na słodycze i to taką trudną do opanowania, jeżeli widzę ciasto to ciężko mi się opanować. Szczególnie w pracy w biurze jak szef mnie wkurzy, a on ma do tego ogromne predyspozycje. Wogóle mam zachcianki jak kobieta w ciąży, oglądam film i widzę pierogi z truskawkami i co robie - jutro na obiad będę kleić pierogi, zapachniało mi spaghetti - kolejny pomysł na obiad. Jestem tak wyjałowiona z witamin po tych 2 tygodniach niezdiagnozowanje do końca jelitówki, że mam ochotę na wszytsko - poza, co dziwne, alkoholem. Prócz tego metabolizm całkowicie mi się rozregulował. A już było tak dobrze, a teraz trzeba będzie zaczynać wszytsko od nowa. I co gorsza czuje, że mam konkretny niedobór żelaza - jestem totalnie bez życia.
Mój dzisiejszy jadłospis - powoli wracam do normalności, ale wiem że narazie moje menu nie jest zbyt wartościowe. Obiacuje, popracuje nad tym
śniadanie - kanapka z dżemem, kakao
przekąska - 2 czekoladki zbombonierki i 1 ciasto z marmeladą (prawie 300 kcal !!! )
II śniadanie - jogurt pitny i batonik (88 kcal)
obiad - zupa pomidorowa z mleczkiem kokosowym i ryżem
podwieczorek - dietetyczne tiramisu (208 kcal)
kolacja - 1/2 tortilli z warzywami na patelnie
Razem - 1550 kcal
Aktywność fizyczna - poszłam na godzinną zumbe, ale było to realy low intensiwe, bo nie miałam za bardzo energii, nie miałam siły czegoś wiecej z sibie wykrzesać, ale zawsze lepsze to niż leżeć w łóżku
Link do zagadki z kalorycznością batoników (dziś właśnie jadłam takiego mało kalorycznego - zgadnijcie jakiego :D )