Oj teraz patrze na kryzys dołkowy z uśmiechem pobłażania, wczoraj sie trzymałam niezle, choć za mało ruchu, ale naprawdę, wróciwszy z pracy po 10 uznałam, ze lepiej iść z psem na spacer (nie było nawet jak z nim wyjść) niż robić wyczynową gimnastykę, i iść spać koło północy. Choć tak się przyzwyczaiłam do ćwiczeń, ze mi ich brak, po prostu.
Ale nieżarcie wieczorne i całość dnia trzymana i pochwała na wadze poranna, czyli jestem znowu ciut mniej. czyli jakos 7 kg schudłam z vitalią, co mnie cieszy, pociesza i dopinguje. Dzis zero czekoladek;-) konczenie kolejnej zaległej pracy, spacery z psem i sprzątanie;-). Ciezko z tym ze moje autko sie zepsuło a zakupy pana męża nijak się mają do vitalii, Moze uda sie najmłodsze dziecko z kartką z nim na zakupy wyslać..
Picie wody mi wczoraj bardzo pomogło, no i irytacja przedwczorajsza;-). Marzy mi sie dotarcie do 65, wtedy juz nawet w chwilach wpadkowych 70 nie grozi nawadze...
Swoją drogą widać moja słabą wolę, kiepską motywację na wykresie, 4 x wpadki i poprawki, mozna było mniejszym wysiłkiem już być dalej. No, ale jak na mnie, naprawde jest lepiej.
Wiec szybko wezme sie za wode i inne pomoce, dobre przedpołudnie bardzo mi pomaga dalej sie trzymac w garsci. I naprawde, buzie mam juz podobną do siebie kiedyś. To niesamowite, jak na twarzy widać - bardzo widać.
Dobrej soboty - weekendy są trudne, jesli ma sie rodzinne przyzwyczajenia, oczekiwania itd. Musze jakos sobie wynalezc wolny czas na cwiczenia bez zagladania, bez pytań i bez oczekiwań, Cięzko to widzę... ale moze. A spacer na Seszele z psem realny. Dzis urocze przepisy mojej dietetyczki blond, zarządze całej rodzinie.
EwaFit
10 stycznia 2015, 10:46:) podobnie u mnie, sobota to ogarnięcie domu i sprzątanie, zakupy, no i na górkę gotowanie róznych obiadów. Ale postępy cieszą :) Mi dzisiaj Pani blond serwuje polędwicę z indyka w sosie cytrynowym z piekarnika :)
Florentinaa
10 stycznia 2015, 11:48;-) witaj w klubie. moze bedziemy miały dobry dzień.