Na dietach 1000-1500 kcal nie da się na dłuższą metę wyżyć! Podstawowa przemiana materii takiej panny, kiedy to leży, nie rusza się i jeszcze zbytnio nie myśli, wynosi 1500 kcal. A ona jeszcze się chwali, ile to ćwiczy! Chyba raczej się katuje, bo dla wygłodzonego organizmu, wysiłek fizyczny to męczarnia.
Może ja jestem głupia. Może stara. Może się nie znam. Może dzisiejsze nastolatki, są tak silne, że w ogóle nie potrzebują jedzenia i napędzają się siłą woli. Nie wiem.
Mi się tylko zawsze wydawało, że ćwiczy się po to, żeby spalać tłuszczyk i rzeźbić sylwetkę. Pani puszysta, która ma co gubić, jedząc 2500 kcal (co jest zapewne odpowiednią liczbą kcal dla utrzymania masy mięśniowej i prawidłowego funkcjonowania narządów) będzie chudła, bo jej zapasy tłuszczyku są stopniowo zużywane. Ale jak się waży 60 kg to tego tłuszczyku raczej za dużo się nie ma, nie? Więc ćwiczy się, przede wszystkim, żeby lepiej wyglądać, a nie spalać (przynajmniej ja to tak rozumiem). A jak się ćwiczy na głodówce, to się dalej spala- ale mięśnie, bo tłuszczyku jak już ustaliliśmy- nie ma aż tak wiele, jak u pani 100 kg.
Moje pytanie brzmi- jaki w tym sens?
Skoro nie zależy wam na rzeźbie to po co w ogóle ćwiczycie? Przecież jedząc 1000 kcal i nie ćwicząc i tak będziecie chudnąć. Może o miesiąc dłużej. Ale w tym przypadku to chyba dobrze, bo o miesiąc przedłużycie sobie życie, nie?
Poza tym, zauważyłam, że wiele dziewczyn myli dwa pojęcia- 'chudnięcie' i 'tracenie na wadze'. W moim rozumieniu, to pierwsze oznacza pozbywanie się tkanki tłuszczowej, to drugie- zobaczenie mniejszych cyferek na wadze łazienkowej. Jeśli taka dziewczyna, ważąca 60 kg przy 170 cm wzrostu, zrzuci 10 kg, to raczej oczywistym jest, że drastycznie zmniejszy jej się masa mięśniowa, czyż nie?
Moje pytanie brzmi- jaki w tym sens?
Sama z doświadczenia wiem, że to co pokazuje waga nie jest kompatybilne z tym, co widać w lustrze. W młodości cierpiałam na 'syndrom chodzącego nieszczęścia'- byłam najmniejszą, najdrobniejszą i najmłodziej wyglądającą 'dziewczynką' w LO. Przy wzroście 160 cm, ważyłam 42 kg i kupowałam ubrania w smyku. Zero biustu, żebra i kręgosłup na wierzchu, rączki na całej długości jak na szerokość nadgarstka. Ja się wówczas sobie taka nie podobałam (chociaż teraz wiem, że w kanonie niektórych dziewcząt z vitali miałam jeszcze dobrych kilka kilo do zrzucenia), więc zaczęłam ćwiczyć- dla 'masy'. Po jakimś roku ważyłam 50 kg, i wiecie co? Ubranka ze smyka pasowały dalej! Tylko, że brzuch nie był zapadnięty, ale ładnie wyrzeźbiony, a na ramionach widoczne były mięśnie i w końcu byłam w stanie podnieść torbę z zakupami!
Przez ostatnie 7-8 lat (aż do ciąży) trzymałam wagę 55-57 kg. Ćwiczyłam dziennie około 3-4h, przyswajając około 3500 tys kcal dziennie, z czego sporą część stanowiły tzw. suplementy (odżywki, koktajle, napoje itp). W tej chwili ćwiczę 2h dziennie i staram się jeść w granicach 2000-2200 kcal., bo chcę wrócić do formy (czyli stracić tłuszczyk i 'odnowić' mięśnie).
I mi się właśnie wydaje, że dla pań z niewielką nadwagą, chcących pozbyć się balastu, właśnie taka ilość kcal jest właściwa, aby powoli, zdrowo i raz na zawsze schudnąć.
Natomiast dla Pań, którym marzy się 45 kg na wadze, właściwym rozwiązaniem jest wizyta u psychiatry.
To na tyle moich rozważań. Możecie mnie za nie znienawidzić :)
Pozdrawiam i życzę sukcesów w mądrym odchudzaniu :)
katkat23
17 sierpnia 2013, 14:19Święte słowa !!! W końcu znalazł się na vitalii ktoś dla kogo szczupła sylwetka to pięknie wyrzeźbione mięśnie a nie skóra i kości. Tak trzymaj :D
Annula2013
17 sierpnia 2013, 14:17Masz rację Ja ćwiczę by dobrze się czuć i mieć lepszą kondycję,,bo pracuje fizycznie.Kalori nie liczę,nie katuje się dietami,jem z głową .Osoby mające po --naście lat niepowinny się odchudzać,przecież ich organizm ciągle się zmienia,no chyba że im odpowiedni lekarz zaleci ...:)
Muminka00
15 sierpnia 2013, 22:12Po części się z Tobą zgadzam a po części nie...owszem...16 latki próbujące zejść z kości na ości to przesada...zwłaszcza jak wypisują jakie to one są tłuste... co cholernie mnie irytowało, szczególnie gdy byłam grubsza... Co do diety i kalorii to już sprawa zupełnie indywidualna... według badań które wykonałam...aby utrzymać swoją obecną masę ciała musiałabym jeść jakieś 1350kcal ( wzrost, waga, masa mięśniowa, stan zdrowia, tryb życia...itp... więc dla mnie dieta 1000kcal... natomiast fakt, że nie należy katować się dietami... dużo ćwiczę, ale to lubię i sprawia mi to cholerną radość... nie mam poczucia, ze muszę wleźć na bieżnie bo mam dużą dupę czy jak...wszystko to kwestia podejścia... Miłego wieczoru :)
Cytrynowaaa
15 sierpnia 2013, 12:47dziękuję za uwagę w moim pamiętniku. Dałaś mi do myślenia z tą dietą 1000 kcal. Chyba będę bardziej ostrożna w podejmowaniu takich decyzji. pozdrawiam.
werczyslaw
13 sierpnia 2013, 10:32W pełni się z Tobą zgadzam! Nie wiem jak można chcieć ważyć 40 kg -.- To jest chore i mimo, że mam właśnie te 15 lat to uważam, że takie osoby powinny iść do spychiatry bo to jest paskudne. :)
chanach77
13 sierpnia 2013, 00:19Tekst daje do myślenia. Informacji na temat odżywiania, diet i ćwiczeń jest tak wiele, i do tego różnych, że nie tylko 16-tka może się pogubić. Znowu zaczynam myśleć, że watro wybrać się do dietetyczki czy jakiegoś klubu na sprawdzenie kompozycji ciała, bo sama cyferka na wadzę nic mi nie daję.
F0rest
12 sierpnia 2013, 21:20ja zaledwie od 3 dni jestem i też to widzę, dziewczyny jedzące tak malutko pozbywają się mięśni bo takie składniki jak białko gości u nich raczej od święta...
carolac
12 sierpnia 2013, 21:19zgadzam się z tobą. mnie też przeraża jak natrafiam na takie pamiętniki. aczkolwiek nie ma co generalizować, ponieważ widywałam tu zarówno pamiętniki 16-latek, które odchudzały się bardzo mądrze i miały z czego, bo niektóre ważyły po 80 kilogramów. Ale niestety zdarzało mi się też napotkać na wpisy trzydziestolatek, które katowały się dietą 1000 kcal, bo chciały chudnąć na wakacje, ślub etc. więc nie jest to kwestia wieku tylko zdrowego rozsądku, aczkolwiek rozumiem co miałaś na myśli.
vickybarcelona
12 sierpnia 2013, 21:18ps a i jeszcze troche wkurza mnie atak na dziewczyny jedzace 1200-1400 i forumowiczek krzykaczacych na nie 'malo!, malo! - i informujacych je - ja jem MZ" i chudne a Ty sie glodzisz..." , a pozniej wchodze na pamietnik takiej "MZ(mniej zrec) podaja menu, wiec licze a tam ledwie tysiak ;-) (tylko one nie sa tego swodome , bo w ich umysle 1200-1400 to wydaje im sie ze to strasznie malutko) a nie jest jesli jesz 'zdrowo" i nie masz czasu na spedzanie zycia w silowni.
vickybarcelona
12 sierpnia 2013, 21:15fajny wpis , sensowy, ja tez uwazam ze do 30-stki nie powinno sie tykac diet ponizej 1500. Powyzej 30-stki gdy praca wymaga siedzenia na tylko mzona wskoczyc na 1200-1300. To kwesti wagi wyjsciowej, historii 'dietowego zycia" i "corobo) (np niedoczynnosc tarczyca) Ale troszke pezesadzasz, ja jestem z rok na vitalii i takich nastek odchudzajacych sie dieta 1000 nie ejst wcale duzo (albo mamy taki wybiorczy traf, ja na nie nie trafiam, a Ty tak) ;)
Fryzja
12 sierpnia 2013, 21:12Bardzo fajny wpis :-) Też należę do tych jedzących dużo, a chudnę. Karmię piersią podrośnięte dziecię i jem jeszcze dodatkowo 200 kcal z tego powodu :-)