Dziś powzięłam postanowienie "zakładam Fitbloga!" i tak też poniekąd zrobiłam. Pierwszy wpis się pojawił, motywacja trochę wzrosła, no bo ktoś może będzie czytał moje bzdurki, staję się częścią jakiejś społeczności, DZIEJE SIĘ. A tu nagle surprise! "Karolina, znalazłam super kawiarnię, nie wybrałabyś się ze mną?" No to w autobus i jadę. A na miejscu- D R A M A T: lody miętowe, jagodowe, malinowe, mojito, cuda nie widy, na dodatek cała plejada gwiazd ciastkowo- tortowych: od wu-Z, przez eklerki że aż o ekstrawaganckiej tarcie z owocami nie wspomnę. I jak tu się oprzeć? Mój wybór padł na W-zet (na widok różnorakich słodkości dostałam histerii i uznałam, że mój jedyny kawałek musi mi dostarczyć trochę czekolady, zetka była tym skrajnym wyborem), a żeby nie dostać hiperglikemii stonowałam to trochę przepyszną herbatką Peppermint Dilmah. Później przyszła kolej na lody- "weź gałkę, tylko małą gałkę!" podpowiadało mi sumienie. Ale kto by tam takiego nieśmiałka słuchał- w pucharku wylądowały dwie, ponadto nie gałki a porcje, co reasumując dało dawkę kalorii godną Grycan Sisters (przynajmniej mentalnie). Ale po co tak dużo narzekać, było przepysznie, muszę jednak z przykrością przyznać że rozkosze takie jak ta bardzo podkopują moje morale jeśli chodzi o zdrowe, no, powiedzmy odżywianie (na razie cieszę się jeszcze kartą członkowską w Fit Fabric (), toteż aktywności fizycznej nie zamierzam zarzucać, oj nie), bowiem jak tylko wróciłam do domu (no przemilczmy ten biały ryż zjedzony u koleżanki, bo kompletnie się załamię) rozpoczęło się prawdziwe "odkurzanie" (brzuch-śmietnik, mam nadzieję że Wam to nic nie mówi): tata zakupił przekąski dla młodszego rodzeństwa --> sfrustrowana Karolina się do nich dorwała --> z bólem serca pochłonęłam paczkę Jeżyków, resztki chipsów, kalafiora (sic!), kilka ćwiartek jabłka (sic2 !) oraz dwa Michałki. Myślę, że wielu z Was wyśmiałoby to jako poważny problem do zmartwień, niemniej jednak dla mnie to dość przejmująca zapowiedź nazbyt szybkiego i poniekąd brutalnego powrotu moich kłopotów z odżywianiem. Nie oznacza to, że zamierzam się poddać (o nie, nie tym razem!), wręcz przeciwnie, może nawet wykorzystam tą chwilę słabości do dalszego motywowania się do zmian, niemniej jednak każda taka porażka mocno we mnie uderza i nie wiem jeszcze do końca jak sobie z tym poradzić.
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.