wiem wiem, chwalicie się większymi osiągnięciami a i ja sama miałam w planie przecież cały kilogram tygodniowo, ale wbrew temu wszystkiemu jestem bardzo dumna :)
Byłam w zeszłym tygodniu dość niegrzeczna w kwestii diety, poprzedni weekend na weselu itd. Obawiałam się, że waga stanie w miejscu albo nawet podskoczy, ale jednak - troszkę w dół, powoli do celu :)
Cieszę się, motywacja poprawiona, nastrój lepszy :D
Czekam teraz niecierpliwie na moment, kiedy moje coraz luźniejsze spodnie zaczną zsuwać się z bioder i będę "musiała" kupić nowe, o rozmiar mniejsze!
W kwestii menu jeszcze (miałam sobie opisywać wszystko w miarę dokładnie) - piątek był już bez makaronowego szaleństwa - oba śniadania tradycyjnie, na lunch mała porcja mojej chińszczyzny z połową torebki brązowego ryżu, potem pęczek młodych marchewek ale to było za mało stanowczo i wieczorem strasznie zgłodniałam. Pojechaliśmy na zakupy przedweekendowe i trafiliśmy na mój ulubiony chleb drwalski prosto z pieca... ale właśnie sprawdziłam, że kromka tego chleba to tylko ok 100 kcal (w internecie można znaleźć wszystko!). Na kolację jeszcze miseczka zupy kalafiorowej. Grzechem były lody na koniec dnia, ale... był dobry powód do popełnienia tego grzechu ;)
Dziś mam zamiar gotować na przyszły tydzień, w planie leczo dietetyczne, sos boloński do makaronu, może gołąbki znowu....? We will see. Mam też pierwsze ogóreczki, więc będą moje własne małosolniaczki :)
miłego dnia!
toxicsoul
19 maja 2012, 21:20Gratuluję spadku, lepsze to niż nic! :)