Po raz kolejny przyznam się do grzechu...Po raz kolejny - moja wina, moja wina, moja wina.... Przez kilka ostatnich dni się obżarłam. Może nie aż do porzygu, ale trzeba przyznać, że z ustaloną dietą niewiele miało to wspólnego. No na przykład pierogi (No znów te pierogi!). Mama zrobiła mi na złość i upichciła pierogi z serem. Jak ze dwa lata nie mogłam się ich doprosić, tak akurat teraz ją naszło... No i weź nie zjedz, jak się dwa lata na nie czekało! Spojrzałam na nie, one spojrzały na mnie... Mówię Wam, to była miłość od pierwszego wejrzenia! Zjadłam jednego... potem drugiego... potem kolejny tysiąc... BOŻE, JAKIE DOOOOBRE! Ale spóbujcie mnie zrozumieć: one tak na mnie patrzyły, tak pachniały, mówiły do mnie tym swoim powabnym głosikiem... Każdy sąd by mnie uniewinnił!
Ale, ale... Na szczęście okazało się, że w tym przypadku byłam bezkarna! Waga nie ruszyła nawet o 0,1kg! Tzn. ruszyła, ale na dziś (dzień ważenia) akurat opadła, więc mogę to uczcić... orbitrekiem :P. Tak więc jak było 80,5 kg, tak zostało, ale akurat w tym tygodniu się tym nie przejmuję. A teraz obiecuję sobie po raz kolejny, że biorę się za siebie i w tym tygodniu nastąpi przełom! Będzie 7 z przodu przy ważeniu!
Tego życzę sobie i wszystkim, którzy mają powyżej 7 z przodu! Damy radę, ludziska :-*
PS. Udanego, ale niskokalorycznego weekendu życzę.
Uważajcie na siebie :).
98kasia98
17 stycznia 2015, 22:02U mnie też niewiele do 7 z przodu zostało, trochę więcej niż tobie ale to tylko 1,1 kg także może za tydzień ja też będę się cieszyć mniejszą liczbą :3 powodzenia i oby już nikt nie robił pierogów w domu :D
iva85
17 stycznia 2015, 20:06Pierogi z serem = rozumiem:) Trudno, walczymy dalej i 7 musi być:)