Dzisiaj waga pokazała ... 99.7kg :)
Setka pękła. Wczorajszy dzień upłynął mi pod znakiem oddawania przez organizm nadmiaru wody - poprzedniego dnia był intensywny wysiłek fizyczny i wygląda na to, że organizm zatrzymywał sporo nadwyżki wody przyjętej po tym wysiłku, a nadwyżkę tę oddał dnia kolejnego w łazience ;) (mimo spożycia ok. 2l wody wczoraj).
Tak czy inaczej trochę optymizmu się pojawiło, bo jednak jakiś tam ruch w dół nadal jest. I dobrze.
Z mniej pozytywnych aspektów zdrowotno-dietetyczno-ćwiczeniowych: lekarz (gastrolog) dzisiaj wysłał mnie na badania wątroby, bo mimo, że prawie wszystkie próby wątrobowe wczoraj (sprawdzanie kontrolne w toku diety niskokalorycznej) powychodziły dobrze, to skoczyła mi mocno bilirubina (i generalnie tylko ona). Właściwie z dnia na dzień skoczyła prawie dwukrotnie z normy do poziomu prawie 2.0 (norma do 1.2). Gastrolog mówi, że z dużym prawdopodobieństwem mogę mieć Zespół Gilberta (czyli nic poważnego, ale przy tym powinno się zmienić delikatnie dietę i trochę rozważniej ćwiczyć tj. tak, żeby z basenu nie wychodzić na trzęsących się nogach a do 10km biegu szykować się nie 2 tygodnie, tylko 2 miesiące (powolne zwiększanie obciążeń)).
Zobaczymy - za parę dni, w piątek pewnie, będą wyniki badań, które potwierdzą lub wykluczą ZG.
Pozytywem za to jest to, że jeśli diagnoza się potwierdzi (to taka kosmetyczna choroba wrodzona, którą ma wg szacunków 5-7% społeczeństwa), to mogę przestać zamartwiać się o okresowe wyrzuty bilirubiny do krwi. W tej przypadłości po prostu tak jest ;).
W przyszłym tygodniu także czeka mnie godzinna wizyta u gastrologa, żeby wyniki omówić, przygotować dietę i takie takie. Zobaczymy co będzie dalej.
Cel wagowy na jutro: 99,5kg.