Dzisiaj rano waga pokazała... brak spadku wagi. Znowu.
Wczoraj dieta była równie ostra, jak dotychczas - właściwie jadłem w ciągu dnia parę kanapek + hot doga (dosłownie mała parówka i bułka, bez żadnych sosów, dodatków itp. - bułka pszenna a parówka... z momu, ale dozwolona w diecie wątrobowej).
Innymi słowy nie przekroczyłem nawet 1000 kcal. No cóż, chyba organizm się broni przed spadkiem i trzyma faktycznie wodę.
Z plusów za to: dzisiaj zrobiłem powtórzenie badań krwi; część zgodnie z zaleceniem lekarza (m.in. kazał zrobił test obciążenia glukozą, żeby sprawdzić, czy nie mam nietolerancji albo cukrzycy), a część w ramach powtórki badań zeszłotygodniowych we własnym zakresie.
I tak:
Glukoza - wszystko w normie, przed obciążeniem 89 mg/dl, po 2h 96 mg/dl, czyli zdecydowanie mocno w normie. Cukrzycy nie mam.
I najlepsze:
powtórzone próby wątrobowe:
bilirubina całkowita: tydzień temu: 1,59 mg/dl (norma to max 1,2), a dzisiaj... 1,21 mg/dl, więc na granicy normy!
AST/ALT, fosfataza zasadowa - wszystkie w normie i tydzień temu, i dzisiaj
GGTP - tydzień temu 71 U/l (norma od 0 do max 55), dzisiaj... 55 :), więc już norma.
I najlepsze - cholesterol całkowity tydzień temu 263 mg/dl, dzisiaj 244 (spory spadek!), trójglicerydy tydzień temu 300 mg/dl, a dzisiaj.... 200 (więc znów już norma).
Dieta czyni cuda. W tydzień z lekkiego uszkodzenia wątroby do prawie zdrowych wyników samym jedzeniem i utratą niecałych 5 kg wagi. Wow.
Z postanowień - dzisiaj rowerek 15km wieczorem. Niech tylko waga jutro ani drgnie... :P