Dzisiaj waga pokazała 103.4kg.
Znowu spadek ;)
Choć wczoraj, wbrew moim wcześniejszym zapewnieniom, rowerka nie było, więc moje wyniki byłyby bardziej spektakularne, gdybym tylko się poruszał... Za to dzisiaj czy chcę, czy nie chcę, mam półtoragodzinny trening (chodzimy z żoną na stretching) - a że po ostatnim takim treningu już po rozgrzewce półgodzinnej miałem biało przed oczami ze zmęczenia, to zakładam, że w ciągu 90 takich minut spalam spokojnie ponad 1000 kcal (nawet lekko oszukując, żeby nie umrzeć ;)).
Także jest szansa, niewielka, ale jednak, że jutro waga pokaża 102 z dużym haczykiem:). BTW. Tyle, co dzisiaj, nie ważyłem od roku, więc już jestem zachwycony. Kiedy staję bokiem do lusterka to już widzę, że jest różnica (brzuch wklęsły, jak lekko "wciągnę" ;).
Przypomina mi się to, jak potrafiłem się kiedyś w odchudzanie wkręcać. Podoba mi się to, że chyba znowu się to zaczyna.