Po porannych pomiarach jest 95.5kg - czyli 2.7kg mniej niż tydzień temu.
Chyba mogę już wykluczyć, że to sama woda - raczej udało mi się trochę tłuszczyku zgubić :).
Weekendowo oczywiście nie zamierzam zmniejszyć tempa chudnięcia - dzisiaj już 13km na rowerku było, będzie jeszcze basen. Przypomnę sobie, jak się pływa ;). Jedzenie oszczędnie, ale nie jakoś wybitnie mało - jak jestem głodny to jem, nie rzadziej niż raz na 2-3h.
Jutro lub w poniedziałek zdam relację z efektów weekendowego dietowania.
BTW. Nie wiem, jaka pogoda u Was, ale w Kielcach mamy właśnie 22 st. C i aż chce się żyć :)
swietaa
11 kwietnia 2015, 16:11z doswiadczenia wiem, ze weekendy nie sprzyjaja trzymaniu diety, wiec zycze Ci wytrwalosci i powodzenia ;)