Moje 30 urodziny... nie okazały się jednak takie beznadziejne... M. zabrał mnie na kolacje, a potem dostałam to:
Ślub planujemy na koniec września (czyli już całkiem niedługo). Moja mama z każdym dniem odzyskuje siły... rana powinna się zarosnąć przed naszym ślubem. Może niedługo wypiszą ją nawet ze szpitala... (dalej zdrowieć mogłaby już w domu).
Powoli idzie ku lepszemu, z jednym małym wyjątkiem. Dziś się zważyłam... okazuje się, że ważę 87 kg. TRAGEDIA. Przez ostatnie 3 miesiące przytyłam 11 kg.
To było tak: kiedy poziom stresu osiągał apogeum, kiedy myślałam, że mama może w każdej chwili umrzeć, nie mogłam jeść, ale kiedy emocje choć odrobinę opadały (gdy lekarze mówili, że jej życie nie jest na razie zagrożone) odreagowywałam stresy jedząc - to mnie uspokajało, to mnie też tuczyło...
Teraz jednak już najwyższy czas, żeby z tym skończyć. Za 5 miesięcy biorę ślub!!! Pora reaktywować pamiętnik i na poważnie się odchudzać.
Dziś było 1300 kcal i gruntowne sprzątanie mieszkania... jestem z siebie zadowolona.
ewkunia
9 maja 2014, 16:51Trzymam kciuki!
RuthEden
7 maja 2014, 16:27Grunt, że z mamą lepiej! Pomyśl, jak wyglądało twoje życie jeszcze kilka lat temu...Wszystko będzie dobrze ;)
Wercia_1983
1 maja 2014, 23:32Gratulacje :) Wszystko zaczyna się układać i zmierza ku lepszemu. Powodzenia.