Dojechaliśmy na miejsce. Kolega, który nas zaprosił już czekał, okazało się że dodarcie do noclegu wymaga większego wysiłku. Droga prowadziła w górę przez las. Dałam radę przejść te 5 km. Najgorsze jest to że nie byłam przygotowana na tą wyprawę, a na warunki które nas zastały w ogóle! Poza tym źle się czułam po oczyszczaniu wątroby.
Dotarliśmy do chatki Akademickiego Klubu Turystycznego. Jeden pokój do spania dla wszystkich wyłożony materacami - czułam się jak na pielgrzymce :D Wspólna kuchnia. Kibel na zewnątrz :P Prysznic... hmm.. z odwróconej butli :) Myślę że o kąpieli nikt nie myślał :P
Zasady w chacie były proste. Jedzenie które przynosisz jest wszystkich. Wszyscy robią śniadanie dla wszystkich co oznaczało dla mnie klęskę, bo wszyscy jedzą to samo czyt. kanapki z białego pieczywa z pasztetem, szynką czy serem żółtym. Z tego akurat zrezygnowałam. No ale z resztą nie bardzo się udało. Stąd nie dało się utrzymać diety. Chociaż nie było aż tak źle ;)
Sobota 29.11.2014
Zielona herbata z termosu w trasie
8:30 snickersy, 5 małych batoników :D w drodze pod górkę
10:50 czarna herbata (na powitanie w chatce)
11:30 kanapka: duża kromka z ciemnego pieczywa z pieczonym mięskiem, musztardą oraz ogórkiem świeżym, kabanosy (naprawdę sporo sobie pozwoliłam ich zjeść)
18:00 obiad: wszystko co można wrzucić do gara– marchewka, cebulka, cukinia, pomidory, ogórek świeży duszone z przyprawami podane z makaronem
Potem mała imprezka z wódeczką i soczkami. Trochę pustych kalorii na pewno przybyło.
A w nocy chrapanie kilkunastu ludzi, które nie dawało spać. Masakra.
Niedziela 30.11.2014
11:00 jajecznica z jednego jaja z boczkiem
11:30 2 gotowe placki/pizze/cebularze z tesco
13:00 szklanka soku jabłkowego, trochę energetyka
14:00 duża kromka chleba razowego oraz bułka typu ciabatta z cebulką
15:30 rosół z makaronem
20:00 przystanek na stacji i jedzonko, miałam ochotę na lody więc je kupiłam i już: lód z McDonald’s w kubeczku z polewą karmelową, hod-dog, lód Nogger
20:30 2 piwka Somersby żurawionowe