Osiągnęłam dno. Dno mojego odchudzania. Jeszcze nigdy nie ważyłam tyle co teraz.
Zastanawiam się, skąd się to bierze? Oglądając ostatnio programy w TV natknęłam się na program o otyłych osobach i ich chęci schudnięcia. Ich pierwsze dni podczas odchudzania były proste. Ale wraz z upływem czasu, u niektórych wcześniej bo nawet tego samego dnia a u niektórych trochę później, wiele osób zaczyna zdawać sobie sprawę że nie mają kontroli nad sobą z powodu emocji. Emocji które siedzą w nich jak zatruta strzała. Emocje te są wynikiem ciężkiego dzieciństwa, problemów w domu, problemów z własną akceptacją siebie itd…
Ostatnie pół roku 2018 były mega ciężkie dla mnie. Ciągła walka w pracy. Udawadnianie czegoś. Mam tego dość. Powyżej uszu. Ta praca nie powoduje u mnie radości jak to miało miejsce kiedyś….pamiętam jak się cieszyłam, że idę do pracy…..a teraz…..czekam na piątek wieczór. To mnie wypala.
Nie robię postanowień noworocznych…..ale tym razem postanowiłam sobie, że:
- poszukam innych możliwości zawodowych. Zmienię to paskudne środowisko ludzi, gdzie zespołowość jest tylko na papierze. A tak naprawdę każdy manager szuka tylko okazji, aby znaleźć jelenia, aby wrzucić przysłowiowy kamyczek do cudzego ogródka. I tak dzień w dzień. Pod koniec roku PĘKŁAM. Wieczorem chipsy i piwo. No i poleciało! DLATEGO:
- wracam do zmiany siebie. Dzisiaj dzień 1. Poćwiczone, dobra dieta.
Jeszcze mam urlop. Wracam 7 stycznia.
Lubię ten mój czas w domu. Rodzinne święta, Nowy Rok. Córka musiała już jechać do Krakowa. Syna odbiorę za chwilę ze szkoły. Oczywiście uroniłam łzy za córką, ale tego nie zmienię. Czas leci i zostaje tylko zaakceptowanie faktu, że dzieci są już dorosłe….
Taki wolny czas pozwala mi się też zdystansować do niektórych tematów. Czasem myślę, że jestem może za bardzo przewrażliwiona?
Wstyd mi , że pozwoliłam sobie na taki letarg. Ale jak na spowiedzi przyznaję się do obecnej sytuacji . Ode mnie zależy, co dalej zrobię z tą kulą . Albo ją wyrzucę albo spadnie na mnie. Dzisiaj Dzień 1.