Dzielnie trzymam sie swojego planu. Jak na razie ze wzgledu na niezbyt ciekawą pogodę zarzuciłam rower na rzecz aerobiku. Więcej mieśni idzie w ruch wiec i wiekszy usmiech gości na mojej twarzy.
Ponadto staram sie trzymać godziny 19.00 jako granicy kiedy staram się już nic nie jeść. No oprócz jakiegoś warzywka lub owocu. Wprowadzam także w swoje życie postanowienie jedzenia świadomie i powoli. Dziś na obiad wtrząsnęłam osiem przepysznych pierogów ruskich. Delektowałam sie ich smakiem, zapachem, pysznością. Żułam, gryzłam, mieliłam... Cięzko mi jako osobie, która zwykle pochłaniala wszystko lotem błyskawicy. Jadlam bez zastanowienia. Bezmyślnie. Bez skrupułów. Bez umiaru. Bez , bez, bez, bez....
Postanowiłam ten czas lata przeznaczyć dla siebie pod wzgledem rozwoju osobistego. Chciałabym poćwiczyć angielski, przypomnieć sobie conieco. Chciałabym znaleźć pasję, coś czemu będe mogła poświęcić czas po pracy. Kiedys pisałam opowiadania, takie dla siebie, do szuflady... Może znów zacznę? Wzbogacę slownictwo, rozruszam umysl, zacznę mysleć o czymś innym niż praca. Zawsze coś. Coś dla mnie. Coś innego.
Zmykam na ćwiczenia o wdzięcznej nazwie "power pump". Lecę wylać siódme poty. Zdobyć kondycję.
Yes,yes,yes.
(ćwiczenia z angielskiego również czas zacząć :P )
Cartagina
27 czerwca 2013, 17:13oj, power pump nieletki, oj nie :)) Trzymam kciuki za Twoją ispirację co do dalszego rozwoju, sama obecnie takiej szukam :)