No i tak się zdenerwowałam na ten zastój, że wczoraj i dziś topie smutki w czekoladzie... Aj, dziś miało być już grzecznie, ale w pracy koleżanka przyniosła mi kawałek piernika w ramach podziękowań za pomoc, a po powrocie z pracy dorwałam sie do czekolady, która jakimś cudem znalazła się u mnie na stoliku... No nic masakra, więc znów od jutra zabieram się za siebie. W sumie do końca roku chciałam jakimś cudem pozbyć się 5 kg, ale już powoli tracę nadzieję, ze mi się to uda..., ale cóż- jestem w takim stanie że każdy kilogram mnie uszczęśliwi... W postanowieniu basenowym dalej trwam, nawet wmawiałam sobie, że ta waga nie spada bo to niby przez mięśnie etc, ale hmm... do cholery ile te mięśnie mogą ważyć? :) Więc porzuciłam tą myśl, tylko winny się tłumaczy.No nic, walczę dalej.
Idę sobie poćwiczyć, choć nie znoszę ćwiczyć w domu. Ale może choć 20 minut dam radę :)
Maarla
19 listopada 2012, 20:04Słoońce... nie ma tak! I pozbędziesz się, jeśli odstawisz słodkości ^^ Taak... powiedziała ta, która właśnie zjadła ptasie mleczko - ostatnie dla mnie na baaaardzo długo. Dokładnie! Walcz dalej!