Dziś sobota Wielkanocna. Zaraz zabieram się za malowanie jajek, potem pakuję koszyk i lecę do Kościoła. Myślałam, że choć się dziś wyśpię, a tu nic, już o ósmej oczy szeroko otwarte, a czuję, że przecież jestem śpiaca. W ogóle mam wrażenie jakbym pole przeorała, taka zmęczona jestem... W ogóle mam tyle na głowie, ze masakra, kontrolnie sobie ciśnienie zaczęłam mierzyć w obawie, że na zawał kipnę z tymi moimi obowiązkami, jakie obecnie mam na głowie. Dwa tygodnie temu miałam tygodniowy urlop, spędzony oczywiście w górach. Pięknie, wspaniale, męcząco, wyczrpująco, cudownie i fantastycznie. Tak w skrócie :) Pourlopie moja motywacja w odchudzaniu wzrosła, bo pomyślałam sobie, że dźwigam po górach te swoje nadprogramowe kilogramy. A jakby ich nie było, to byłoby mi i lżej i łatwiej i przyjemniej. W październiku mam znów urlop i znów w góry. Więc mam zamier wspinać się po górach bez tego ciężaru :) Cóż... jakbym mała spaść z góry to taki ciężar jak ja nabrałby szybkości i upadek byłby boleśniejszy:) Taki zarcik:)
Jutro Wielkanoc. Pięknie. Uwielbiam te święta. Bardziej od Bożego Narodzenia. Bo te święta nie są takie komercyjne, są bardziej religijne, bardziej zmuszają do refleksji. Do zastanowienia się nad sobą...
A więc wszystkim zdrowych i radosnych Świąt. Bo jest co świętować :) Wart sobie uświadomić, że koniec może oznaczać początek:) Alleluja!!!
Nesteenka
23 kwietnia 2011, 10:26Wesołych Świąt :) Życzę powodzenia i podziwiam Twoje zamiłowanie do gór. Ja tutaj mieszkam... więc jakoś mnie nie ciągnie ;P