Wszystko to ok. kocham moją uczelnię tak, jak kocha się zazdrosnego faceta, wiem, że jak już się zaczęło, to nie skończy do połowy marca. Architektura ma to do siebie. Potrzeba snu staje się względna i generalnie piramida potrzeb wg. Masłowa przestaje mieć zastosowanie... Życie prywatne 0, imprezy -50, faceci... ale jacy faceci?!
Ale przede wszystkim... Już widzę, że z dietą będzie trudno. I to nie przez pokusy, których w sumie za bardzo nie ma, ale przez to, że nie mam czasu przygotowywać jedzenia. Kończy się tak, że albo chodzę głodna, albo noszę ze sobą torbę wypełnioną do połowy jedzeniem na cały dzień. Łącznie z obiadkiem do odgrzania w pracy... :/ No i przygotowywanie tego jedzenia wieczorem też będzie trudne. Ale nie łamię się na razie! Zobaczymy jak długo wytrzymam... Póki co jest fajnie, bo gotuję sobie w sumie to co lubię, czyli jakieś łososie i kurczaczki z warzywkami i w sumie przez cały dzień cieszę się na obiad/kolację... ;) Ale jestem leniwa, więc nie mówię hop! Zobaczymy...
Studentki/ci i ludzie pracy wszystkich krajów... Łączmy się w bólu! Ale cholera... No przecież my też jesteśmy chyba w stanie utrzymać zdrową dietę...?
Pozdrawiam!
qawer
17 października 2013, 20:36Ja studiowalem jeden kierunek tyle ze na 4 roku poszedlem do pracy - opłacało się
RybkaArchitektka
15 października 2013, 09:47A ja studiowałam architekturę i resocjalizację, też 2 na raz...da się wszystko..
Shizaya
14 października 2013, 22:52Wytrzymałości w postanowieniach... :) Przyjemnego wieczoru :D