Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
nie było mnie tu rok. Przytyłam i znowu walczę.


Tak, pierwsze mocne postanowienie miałam w listopadzie 2015r. Poddałam się w okresie świąt, a kompletnie poleciało w styczniu. Kolejny napad motywacji zaraz po nabraniu pięknego jojo (ok 7kg przybrało mi się w 4 mce) miałam w maju 2016. Wytrzymałam do końca czerwca. Następny napad motywacji nastąpił 18 lutego. Moja druga połówka delikatnie mi zasugerowała, żebym o siebie zawalczyła, bo widzi, że źle się ze sobą czuję. Kocha mnie mocno i po prostu zależy mu na moim szczęściu. Przeryczałam całą sobotę. Postanowiłam znowu walczyć z trzycyfrową wagą. I tak od 18.02 do dziś walczę. 25.02 zważyłam się i okazało się, że pobiłam moje życiowe rekordy... 142kg. Że ja jeszcze chodzę... od tego czasu zeszło mi jakies 4.5kg, ok 30 cm. Znacznie wolniej niż wcześniej. W tym czasie byłam przez 2 tygodnie na diecie "pudełkowej" tj catering dietetyczny 5 posiłków dziennie 1800 kcal. Nie dla mnie... A przynajmniej nie teraz. Spróbuję jeszcze raz w sezonie owocowo-warzywnym. Niestety cateringowcy jechali na zbożach, kaszach, ryżach i twarogu. Wszystko czego mój organizm nie lubi. Po 9 dniach musiałam dołożyć jakieś jabłko, grejfruta, sok pomidorowy czy jakiś warzywny bo nie miałam siły chodzić do pracy. Waga wcale nie leciała wtedy na łeb na szyję. Wręcz przeciwnie, po tej akcji zatrzymała się na jakieś 3 tygodnie.

Zaczęłam zastanawiać się nad jakimś dietetykiem... Ale kurcze droga impreza... A może w rezultacie nad operacją resekcji żołądka.. Nie mam już czasem siły. Nie ćwiczę - nie jestem w stanie się zmusić. Nie mam siły i chęci. A jak będę się zmuszać to skończy się jak ostatnio - miesiąc i po miesiącu basta. 

Mój luby oświadczył mi się w ten weekend. Chciałabym nie wyglądać na ślubie jak owinięty w firankę wieloryb toczący się do ołtarza... Zwłaszcza, że moja druga połówka jest szczupła i wysportowana...

Czy kiedykolwiek mi się uda? No kurczę nie wiem. Czy jest mi pisane być wiecznie smutnym grubasem? Tak bardzo chciałabym to zmienić... Tylko tak bardzo powoli to idzie...

  • mtsiwak

    mtsiwak

    4 kwietnia 2017, 06:09

    Wydaje mi sie, ze masz straszna depresje. Z Twojego wpisu bije ogromny smutek i rezygnacja. Wiadomosc o oswiadczynach podalas jakby to bylo zjedzenie kromki chleba, a wiekszosc dziewczyn rozpisywalaby sie o szczegolach. Chyba musisz najpierw poukladac troche w swoim zyciu, a potem szukac drogi do zgubienia wagi. Nie chce zle wrozyc, ale znow skonczy sie to slomianych zapalem na tydzien czy dwa, a za rok powrocisz z waga 150kg... pomysl najpierw jaka jest przyczyna tego, ze jest jak jest.

    • Eulidia

      Eulidia

      4 kwietnia 2017, 06:46

      Powodem moich zmartwień jest waga. Nie jestem akceptowana przez własnych rodziców z powodu wagi. Mój własny ojciec nazywa mnie kupą słoniny i powtarza mi, że powinno mi być niedobrze i powinnam czuć obrzydzenie patrząc na siebie w lustrze... Niby cieszę się z zaręczyn, ale jak to będzie na ślubie wyglądało? Strasznie. Już i tak się z nas śmieją na ulicy. Poza tym jest mi ciężko, nie mam na nic siły, energii ani ochoty... Co to za życie? :/

    • mtsiwak

      mtsiwak

      4 kwietnia 2017, 07:02

      Widzisz i tu poruszylas istotny problem. Moze wlasnie relacje z rodzicami nie sa takimi jakie powinny byc. Moze mialas za malo wsparcia w zyciu, za malo dobrego slowa a za duzo krytyki i dlatego szukasz "zrozumienia" w jedzeniu? I to jest problem. Masz niska samoocene. Bardzo niska. Brak wiary w sama siebie Zamiast postawic sprawe jasno: wesele to moja motywacja, szukasz od razu czarnej strony. Jesli waga sama w sobie bylaby problemem, bylabys sie w stanie z nia uporac. Problem lezy duzo glebiej. I wierze Ci, ze jest Ci ciezko, stawy na pewno daja mocno odczuc. Ale brak sily i energii jest objawem depresji.

    • Eulidia

      Eulidia

      4 kwietnia 2017, 07:17

      próbowałam chodzić do psychologa, ale wizyty ogromnie kolidowały mi z pracą.. Wizyty na nfz w godzinach pracy 3 razy w miesiącu to było już trochę za dużo dla mojego pracodawcy. Zresztą myślałam, że jest już lepiej. Najgorsze jest, że po takich "kłótniach" to ojciec się obraża na mnie (bo zazwyczaj nie jestem już w stanie znieść tych obelg) i wychodzę albo zamykam się w łazience. I wtedy jest wielka obraza a cała rodzina ma do mnie pretensje, że nie zachowałam się w porządku... Rodzice nie mieszkają już ze mną od jakiegoś czasu, ale mieszkam w ich mieszkaniu z siostrą, więc przyjeżdżają kiedy chcą i robią ze mną co chcą... :( Mam nadzieję, że za jakiś czas to się zmieni, gdyż jak już mój Narzeczony wróci do miasta (obecnie pracuje w innym, bo dobrą pracę tam znalazł i tam mieszka, widujemy się regularnie) to razem coś pomyślimy... Na razie nie mam na to możliwości finansowych :(

  • GrubaJa21

    GrubaJa21

    3 kwietnia 2017, 23:41

    Już myślałam, że przepadłaś na amen. Troche szkoda, że waga w górę, ale cóż... nikt z nas nie jest ideałem a nasze słabości są czasem zbyt silne. Gratuluję z powodu zaręczyn i super, że masz takie wspracie w narzeczonym. Co do diety to na początek nie musisz robić jakiś super rzeczy. Wywal najpierw śmieci z jadłospisu: słodycze, słone przekąski, kolorowe napoje. Zmień chlebek na razowy. Już tyle daje ogromne efekty! Jedzenie 4-5 posiłków dziennie, w stałych odstępach czasu to też super opcja. Co do ćwiczeń... przy tej wadze to chyba najlepiej basen, jeśli masz taka możliwość. Nie obciąża stawów i pracuje bardzo dużo mięśni. Jeśli nie, to nordic. Nie potępiam decyzji o resekcji żołądka, ale może jednak warto spróbować naturalnymi sposobami? Przy okazji ucząc się jak jeść zdrowo i smacznie? Bo wiesz, dużo osób po zmniejszeniu żołądka po jakimś czasie wraca do swojego problemu i to wtedy już nie jest nawet problem z otyłością, ale już poważne konsekwencje na organach. Jesteś młoda, życie przed tobą. A na pewno masz w sobie wystarczająco dużo chęci by zwyciężyć.

    • Eulidia

      Eulidia

      4 kwietnia 2017, 06:44

      Już teraz zrobiłam jak podpowiadasz.. Nawet kawę piję czarną bez mleka. Na basen zazwyczaj chodzę w weekend raz w tygodniu jak mam możliwość, bo po pierwsze to droga imprezka, po drugie zajmuje dużo czasu (sam basen, wysuszenie się i potem zmęczenie do końca dnia)... Nie wiem, chciałabym jeszcze schudnąć naturalnie, ale robię się coraz starsza i coraz grubsza. Kolezanka z pracy tak pięknie schudła po operacji... A ja robię wszystko i i idzie taaak powoli... Wiem, że to musi iść powoli, ale jakoś tak gorzej mi się patrzy na nią i na siebie..

  • whoeverr

    whoeverr

    3 kwietnia 2017, 23:37

    Nie wiem czy o tym słyszałaś, ja mam z tym niewielkie doświadczenia ale słyszałam już od wielu osób że to niezła dieta. Nie jest się głodnym, waga może nie spada piorunująco szybko ale raczej bezpowrotnie, oczywiście jeżeli zachowamy zdrowy rozsądek. Mówię o diecie strukturalnej dr Bardadyna. Ja właśnie zaczęłam dwudniowe oczyszczanie koktajlami co nazywa się dietą weekendową, żeby pobudzić metabolizm. Potem planuję jeść poprostu rozsądnie 3 zdrowe posiłki a kolację zastąpić tzw. eliksirem odchudzającym, czyli koktajlem z awokado, mlekiem sojowym itp. Nie namawiam bo sama nie mam z tą dietą doświadczenia, ale nakreślam że coś takiego istnieje:) Jakiejkolwiek drogi nie obierzesz, życzę Ci powodzenia i wielu. sukcesów !

    • Eulidia

      Eulidia

      4 kwietnia 2017, 06:47

      poczytam, dzięki. Tobie również życzę powodzenia i wielu sukcesów. Ale przede wszystkim samozaparcia i wytrwałości, bo najczęściej tego brakuje na dietach..

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.