Dziś krótko. Muszę wam powiedzieć, że jestem w ciężkim szoku... Zwykle codziennie w głowie chodziła mi myśl "zżarłabym coś słodkiego" a teraz jakoś nie... Nie wiem czy to tylko przez siofor, który biorę (jutro zwiększam dawkę do 2 tabletek) czy papierosy, które zaczęłam (znowu) palić. Jak mi się uda schudnąć to je rzucę kiedyś tam. Wiem, że zgubny nałóg, ale z dwojga złego naprawdę lepsze fajki niż alkohol+słodycze+chipsy+dużo żarcia. Owoce ograniczam jak postanowiłam - jem co 2 dzień jako dodatek do śniadania. Tylko. Dziś miałam gruszkę do 3 plastrów szynki z piersi kuraka, ogórka świeżego i połowy świeżej papryki. Do tego standardowo kawka z mlekiem. Śniadanie zacne, a jakoś szybciej mi się potem żreć chciało... Ten cukier to niedobry jednak jest... Tak czy siak sama nie mogę się nadziwić jak cudownie nie być niewolnikiem słodkiego... Mam nadzieję, że ten stan mi się utrzyma. Żaden chrom do tej pory nie działał, a tu cuda się dzieją...
II śniadanie - chłodnik z jajkiem
lunch - serek wiejski, szczypior, pomidor, pół papryki + 250 ml soku warzywnego tymbarku śródziemnomorskiego (tak wiem 18% to sok z jabłek, ale to jedyne owoce w tym soku i jest go mało. Poza tym sok ładnie syci, jest mega smaczny, nie ma konserwantów i ma 24kcal na 100ml)
obiad - jajecznica z 2 jaj na 100g kiełbaski morliny z piersi kurczaka (jako, że mięsa miałam dziś mało) i cebuli + pomidor (taa, dobry obiad xD)
kolacja - chłodnik (znowu. Dobry wyszedł)
Dziś mało wody wypiłam. Wiem, że źle bo upał, ale jakoś nie miałam do tego głowy. W pracy wiele nieprzyjemności się działo.
A po pracy zimna cola zero, mmmm pyszna chemia.