Czyli jak (p)obudzić leniwy metabolizm.
Będę kombinować, wydziwiać i robić różne dziwne rzeczy, żeby ten wredny metabolizm zaczął się zachowywać tak jak chcę. Waga od miesiąca buja się w granicach 71-72kg i nic w dół zejść nie chce. Jestem załamana, zdemotywowana i najzwyczajniej wściekła. Nie wiem jak długo może trwać taki zastój, ale do cierpliwych nie należę.
Będę sobie dogadzać, jeść zgodnie z zachciankami i przekraczać notorycznie limit 1500kcal. Będzie cheat meal, cheat day , a może i tydzień grzesznego życia. Taki bunt, troszkę na zasadzie - na złość mamie odmrożę sobie uszy ;) ale nic lepszego nie przychodzi mi do głowy.
No to zaczynam... na pierwszy ogień oczywiście słodkie. I to bynajmniej nie dlatego, że za mną chodziło, ale po prostu, czemu by nie? :)
Zakupy słodkościowe moje, niekoniecznie wszystkie do samodzielnego pożarcia. Był jeszcze batonik Amigosek, ale krótki miał żywot
i trochę konkretów