Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
kopanie leżącego...


Czyli jak (p)obudzić leniwy metabolizm.

Będę kombinować, wydziwiać i robić różne dziwne rzeczy, żeby ten wredny metabolizm zaczął się zachowywać tak jak chcę. Waga od miesiąca buja się w granicach 71-72kg i nic w dół zejść nie chce. Jestem załamana, zdemotywowana i najzwyczajniej wściekła. Nie wiem jak długo może trwać taki zastój, ale do cierpliwych nie należę.

Będę sobie dogadzać, jeść zgodnie z zachciankami i przekraczać notorycznie limit 1500kcal. Będzie cheat meal, cheat day , a może i tydzień grzesznego życia. Taki bunt, troszkę na zasadzie - na złość mamie odmrożę sobie uszy ;) ale nic lepszego nie przychodzi mi do głowy.

No to zaczynam... na pierwszy ogień oczywiście słodkie. I to bynajmniej nie dlatego, że za mną chodziło, ale po prostu, czemu by nie? :)

Zakupy słodkościowe moje, niekoniecznie wszystkie do samodzielnego pożarcia. Był jeszcze batonik Amigosek, ale krótki miał żywot:D

i trochę konkretów 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.