Zawsze się dobrze czułam z wagą 62kg, przy moim wzroście 162cm. Nie była idealna , wiem, ale dla mnie taka akurat. Pierwszy raz czerwona lampka, czyli impuls do odchudzania, zapaliła mi się przy wadze 72 kg. Jeszcze nie tragedia, ale nie podobało mi się. Schudłam bez profesjonalnej diety, właściwie start był z dietą kapuścianą, potem zdrowe odżywianie i fitness. Znów moje 62kg. Nabyłam wiele zdrowych nawyków i długi czas było pięknie.
Potem znów się pojawiło, nie wiadomo skąd, 72 kg i w swej desperacji rzuciłam się na dietę… białkową. Efekt błyskawiczny i znów moje 62kg, yupi. Tyle, że odchorowałam swoją desperacje i niestety musiałam się przerzucić na węglowodany i łaskawe dla żołądka i jelit pokarmy niedietetyczne.
iiii… czerwona lampka zapaliła mi się dopiero przy wadze 82kg. No tego to już było za dużo. Tyłek mi odstawał, brzuch odstawał, pucołowate policzki jak u niemowlaka i te ciuchy workowo-ciążowe , dramat.
Przez jakiś czas szukałam usprawiedliwień, że to przecież nie tak źle wygląda, że inne i to młode wyglądają gorzej, że przecież nie jestem panną na wydaniu, że mąż nie komentuje, że to nie jest sto kilo, że…że…że.
Stop, lampka coraz częściej niemiłosiernie waliła po oczach czerwonym, drażniącym światełkiem.
Pierwszy kontakt z dietetyczką i skrupulatne stosowanie się do jej zaleceń. Sama była zdziwiona jak szybko spada i waga i obwody. Dziesięć kilo zgubiłam w trzy miesiące i to leżąc na kanapie, nie pijąc hektolitrów wody. Zero ćwiczeń, szok. Na kolejne dziesięć zabrakło mi motywacji i tak się bujałam z oswojoną już wagą 72kg, przez kilka lat.
Próbowałam jeszcze u innej dietetyczki schudnąć, ale z żadnym efektem, bo ta miała dziwne zasady. Biały chleb, biały makaron, biały ryż, drożdżówki, duża jogobella. Jak mówiła, nic fit, nic light. Zajefajne menu, ale nie żeby na tym schudnąć. Ale też na nim nie tyłam, co dziwne.
Skoro można tak fajnie jeść i nie tyć, to co mi szkodzi zjeść ciasto, albo dwa, pączka, albo dwa. Przedobrzyłam i znów się zrobiło mnie trochę za dużo. Oswojona z wagą 72 kilo, zaczęłam się wkurzać gdy zrobiło się 76. Dobrze, że istnieje ta czerwona lampka, bo by się na tym nie skończyło.Ale panicznie bałam się, że dojdzie znów do osiemdziesięciu.
Tak więc kolejna próba pokonania swoich słabości. Start z 76kg, cel 62kg. Och, jak ja dawno nie widziałam na wadze takich ponętnych dwóch cyferek, ale za nimi tęsknie…
Tylko czy bardziej za nimi niż za pączkami? To się okaże w praniu, na razie trzymam się dzielnie i schudłam 2,5 kg, w ciągu trzech tygodni. Szału nie ma, ale to przecież nie wyścigi.
Chce zrobić sobie prezent na pięćdziesiąte urodziny(w marcu) i uczcić je wagą sprzed ślubu. Myślę, że to realny cel.
Życzę wszystkim mającym problem z nadwagą, żeby im się czerwona lampka zapalała zanim nabiorą zbyt wiele masy.
iw-nowa
10 listopada 2015, 23:08Warto sobie na początek zrobić takie podsumowanie, warto się nad sobą zastanawiać, analizować swoje nawyki, aktualizować postępy, wyłapywać błędy i po prostu skupić się na swoim zdrowiu. :) Spowiedź przyjęta! Gratulacje z pierwszych straconych kg, oby tak dalej! :)))
eszaa
11 listopada 2015, 07:57opornie idzie to tracenie na wadze,ale polubiłam bycie na diecie:)
Kasia7111
9 listopada 2015, 19:20Myślę, że bez kłopotu zobaczysz tę upragnioną szosteczke do końca roku tylko się diety trzymać musisz :-) Powodzenia :-)
eszaa
9 listopada 2015, 20:12Dziekuję. Tez myslę,ze to jest do zrobienia. coraz mniej mam ochoty na małe i duze grzeszki
Kasia7111
9 listopada 2015, 20:39Jak waga idzie w dół to i grzeszki nie kuszą :-P
Tarjaa
9 listopada 2015, 18:17Ja tez chodzilam do dietetyczki. ale w sumie wszystko co u niej uslyszalam juz sama wiem, wiec zrezygnowalam. Dam rade sama :))) Trzymam kciuki za Ciebie i pozdrawiam
eszaa
9 listopada 2015, 18:24tez mi sie wydaje,ze sam mogłabym zostac dietetyczką;) Dziekuję,bede sie trzymała dzielnie.