Kochani Moi!
Wszyscy razem i każdy z osobna!
Dziś minął miesiąc mojego odchudzania.
Pora na podsumowanie.
Z powodu @ obiecałam sobie omijać wagę szerokim łukiem,
żeby się na wszelki wypadek nie dołować.
Aż zapomniałam dziś na niej stanąć,
i zrobiłam to dopiero po śniadaniu.
Ale i tak wynik jest cudowny:
63.5 !
Niby tylko liczby, ale oto, co one dla mnie znaczą:
1. Pokonanie własnych słabości
Było ciężko w trakcie @, ale oprócz nadwyżki kalorycznej
do 1200 pierwszego dnia i przewagi węglowodanów w diecie
nic się szczególnego nie wydarzyło, żadnej wpadki.
Żebyście widziały mój wykres odżywiania!
W tamtym dniu linia oznaczająca węglowodany
tak skoczyła mi w górę, ze gdyby to było EKG,
oznaczałoby pewnie jakąś nagłą palpitację serca. :)
2. Studiowanie Internetu w poszukiwaniu efektywnych
metod chudnięcia.
Przerobiona od strony teoretycznej masa diet
i próba zrozumienia ich działania,
potem- wyciągnięcie wniosków i zastosowanie kilku
najskuteczniejszych rozwiązań w jednej diecie.
Tzw. wyciąganie średniej z wiodących diet.
3. Zmiana nawyków żywieniowych.
Eliminacja węglowodanów prostych do minimum.
( to one mnie tak urządziły, wraz z ich nocnym podjadaniem,
że ze szczupłej dziewczyny zamieniłam się w przysadzistą babeczkę ).
Zastąpienia pieczywa pełnoziarnistym-
mam nadzieję,że to już trwały nawyk
Jedzenie regularnie 4-5 razy dziennie
( dla przyspieszenia metabolizmu).
Kolacja białkowa - bo trawienie białek daje ujemny bilans energetyczny.
Herbatki prozdrowotne- tylko czerwone, zielone, i tylko liściaste.
Więcej protein w diecie
( mam teraz ładniejszą cerę i nie czuję się głodna ).
Są to ogromne zmiany w moim sposobie odżywiania-
oto koniec ery makaronowo-naleśnikowo- pierogowej.
Słabości zostały pokonane.
Okazało się, że można żyć bez tego.
I że jedzenie mną nie rządzi.
4. Aktywność fizyczna. Koniec z gnuśnieniem za biurkiem.
Wyskakiwanie popołudniowe z sukienek i obcasów-
w trampki, szorty, i z plecakiem i zapasem czerwonej herbaty
na leśne szlaki i żwirowe dróżki.
Marsze i spacery po dwie godzinki.
Czasem pływalnia.
A czasem zwykły spacer z Niunią do przedszkola
i pchanie wózka pod górę. :)
EFEKTY:
1. Koniec z obsesją myślenia ciągle o jedzeniu.
Jedzenie stało się czymś, o czym nie trzeba myśleć.
A dlaczego nie trzeba? Bo:
2. Czuję się najedzona.
Przy odpowiednim, mądrym skomponowaniu menu
nie czuje się głodu.
Wiem, ze są diety, które obiecują cuda po wpłaceniu XX zł na konto.
Ale ja to mam gdzieś.
Wystarczyło ruszyć głową, i sama sobie opracowałam dietę.
Działa. :) Bywały dni, ze nawet na 800 kaloriach byłam najedzona
i naprawdę nie miałam ochoty na więcej.
3. Świetne samopoczucie. Minęły bóle głowy. A waga idzie w dół.
I to cudownie MOTYWUJE.
Tym bardziej, że chciałam za wszelką cenę zwalczyć zastój.
A trwało to 10 dni. 10 długich dni,
w których nie działo się kompletnie NIC.
Postanowiłam więc ZROZUMIEĆ co się dzieje z moim organizmem
i dowiedzieć się jak mu pomóc.
Udało się. :)
4. Ładniejsza cera. Zawsze były jakieś problemy.
Ale odkąd ograniczyłam węglowodany
na rzecz zwiększenia białek
( wychodzi tak pół na pół )
widzę poprawę.
Nawet czytałam ostatnio artykuł o badaniach
na nastolatkach, które potwierdziły wpływ diety na cerę.
Nadmiar węglowodanów pogarsza, a zwiększenie białek poprawia.
Sprawdziło się w 100 %.
5. Szczęście. :) Takie małe szczęście, które oznacza:
pokonałam siebie, swoje słabości
wyszłam, przynajmniej dietetycznie, z marazmu.
Życie nabrało dla mnie sensu, który zawsze sprowadza się
do wymiaru, w którym czujesz szczęście zawsze,
gdy masz świadomość wpływu na rzeczywistość.
Na zmianę siebie.
Kiedy widzisz postęp, kiedy się rozwijasz.
I kiedy się trudzisz, a zwieńczeniem trudu jest
Twoja nagroda: EFEKT.
Kilogramy w dół.
6. Schudłam całe 4 kilogramy w ciągu miesiąca!
Kochani!
Dla tych pozytywnych uczuć warto się starać.
Dajcie sobie szansę, proszę!
Wygląd, waga- to są rzeczy, na które wyjątkowo wpływ mamy
MY SAMI. Nikt inny.
Życzę wszystkim, którzy się ze sobą zmagają,
aby wytrwali.
Dziękuję jednocześnie za pociechę,
cenne rady, doping i wsparcie.
Vitalia jest cudownym miejscem.
Poznałam tu miłych, bardzo przyjaznych ludzi.
Tu nie mijamy się obojętnie.
Tu nie jesteśmy dla siebie intruzami
tak jak na innych portalach społecznościowych.
Dlatego ja tez obiecuję dalej wspierać,
pomagać, dawać nadzieję.
Przecież sama tego zaznałam od Was.
Dziękuje raz jeszcze.
Ściskam, całuję,
pozdrawiam,
z radością,
z nadzieją.
Wasza
ESTHERE
Wszyscy razem i każdy z osobna!
Dziś minął miesiąc mojego odchudzania.
Pora na podsumowanie.
Z powodu @ obiecałam sobie omijać wagę szerokim łukiem,
żeby się na wszelki wypadek nie dołować.
Aż zapomniałam dziś na niej stanąć,
i zrobiłam to dopiero po śniadaniu.
Ale i tak wynik jest cudowny:
63.5 !
Niby tylko liczby, ale oto, co one dla mnie znaczą:
1. Pokonanie własnych słabości
Było ciężko w trakcie @, ale oprócz nadwyżki kalorycznej
do 1200 pierwszego dnia i przewagi węglowodanów w diecie
nic się szczególnego nie wydarzyło, żadnej wpadki.
Żebyście widziały mój wykres odżywiania!
W tamtym dniu linia oznaczająca węglowodany
tak skoczyła mi w górę, ze gdyby to było EKG,
oznaczałoby pewnie jakąś nagłą palpitację serca. :)
2. Studiowanie Internetu w poszukiwaniu efektywnych
metod chudnięcia.
Przerobiona od strony teoretycznej masa diet
i próba zrozumienia ich działania,
potem- wyciągnięcie wniosków i zastosowanie kilku
najskuteczniejszych rozwiązań w jednej diecie.
Tzw. wyciąganie średniej z wiodących diet.
3. Zmiana nawyków żywieniowych.
Eliminacja węglowodanów prostych do minimum.
( to one mnie tak urządziły, wraz z ich nocnym podjadaniem,
że ze szczupłej dziewczyny zamieniłam się w przysadzistą babeczkę ).
Zastąpienia pieczywa pełnoziarnistym-
mam nadzieję,że to już trwały nawyk
Jedzenie regularnie 4-5 razy dziennie
( dla przyspieszenia metabolizmu).
Kolacja białkowa - bo trawienie białek daje ujemny bilans energetyczny.
Herbatki prozdrowotne- tylko czerwone, zielone, i tylko liściaste.
Więcej protein w diecie
( mam teraz ładniejszą cerę i nie czuję się głodna ).
Są to ogromne zmiany w moim sposobie odżywiania-
oto koniec ery makaronowo-naleśnikowo- pierogowej.
Słabości zostały pokonane.
Okazało się, że można żyć bez tego.
I że jedzenie mną nie rządzi.
4. Aktywność fizyczna. Koniec z gnuśnieniem za biurkiem.
Wyskakiwanie popołudniowe z sukienek i obcasów-
w trampki, szorty, i z plecakiem i zapasem czerwonej herbaty
na leśne szlaki i żwirowe dróżki.
Marsze i spacery po dwie godzinki.
Czasem pływalnia.
A czasem zwykły spacer z Niunią do przedszkola
i pchanie wózka pod górę. :)
EFEKTY:
1. Koniec z obsesją myślenia ciągle o jedzeniu.
Jedzenie stało się czymś, o czym nie trzeba myśleć.
A dlaczego nie trzeba? Bo:
2. Czuję się najedzona.
Przy odpowiednim, mądrym skomponowaniu menu
nie czuje się głodu.
Wiem, ze są diety, które obiecują cuda po wpłaceniu XX zł na konto.
Ale ja to mam gdzieś.
Wystarczyło ruszyć głową, i sama sobie opracowałam dietę.
Działa. :) Bywały dni, ze nawet na 800 kaloriach byłam najedzona
i naprawdę nie miałam ochoty na więcej.
3. Świetne samopoczucie. Minęły bóle głowy. A waga idzie w dół.
I to cudownie MOTYWUJE.
Tym bardziej, że chciałam za wszelką cenę zwalczyć zastój.
A trwało to 10 dni. 10 długich dni,
w których nie działo się kompletnie NIC.
Postanowiłam więc ZROZUMIEĆ co się dzieje z moim organizmem
i dowiedzieć się jak mu pomóc.
Udało się. :)
4. Ładniejsza cera. Zawsze były jakieś problemy.
Ale odkąd ograniczyłam węglowodany
na rzecz zwiększenia białek
( wychodzi tak pół na pół )
widzę poprawę.
Nawet czytałam ostatnio artykuł o badaniach
na nastolatkach, które potwierdziły wpływ diety na cerę.
Nadmiar węglowodanów pogarsza, a zwiększenie białek poprawia.
Sprawdziło się w 100 %.
5. Szczęście. :) Takie małe szczęście, które oznacza:
pokonałam siebie, swoje słabości
wyszłam, przynajmniej dietetycznie, z marazmu.
Życie nabrało dla mnie sensu, który zawsze sprowadza się
do wymiaru, w którym czujesz szczęście zawsze,
gdy masz świadomość wpływu na rzeczywistość.
Na zmianę siebie.
Kiedy widzisz postęp, kiedy się rozwijasz.
I kiedy się trudzisz, a zwieńczeniem trudu jest
Twoja nagroda: EFEKT.
Kilogramy w dół.
6. Schudłam całe 4 kilogramy w ciągu miesiąca!
Kochani!
Dla tych pozytywnych uczuć warto się starać.
Dajcie sobie szansę, proszę!
Wygląd, waga- to są rzeczy, na które wyjątkowo wpływ mamy
MY SAMI. Nikt inny.
Życzę wszystkim, którzy się ze sobą zmagają,
aby wytrwali.
Dziękuję jednocześnie za pociechę,
cenne rady, doping i wsparcie.
Vitalia jest cudownym miejscem.
Poznałam tu miłych, bardzo przyjaznych ludzi.
Tu nie mijamy się obojętnie.
Tu nie jesteśmy dla siebie intruzami
tak jak na innych portalach społecznościowych.
Dlatego ja tez obiecuję dalej wspierać,
pomagać, dawać nadzieję.
Przecież sama tego zaznałam od Was.
Dziękuje raz jeszcze.
Ściskam, całuję,
pozdrawiam,
z radością,
z nadzieją.
Wasza
ESTHERE
gejsha
31 sierpnia 2010, 09:33Twoje wpisy powinno się czytać kilka razy dziennie :)
gillian1966
30 sierpnia 2010, 23:07piękny i mądry wpis - przydatny nam wszystkim; bo masz rację, wszystko zaczyna się w głowie i wszystko zależy od nas; życzę dalszego mądrego chudnięcia :-) buziaki :-)))
asiapajewska
30 sierpnia 2010, 12:48Gratuluję i dalszych sukcesów zyczę. Pozdrawiam:)
Telimenaa2
30 sierpnia 2010, 11:30Bardzo Ci kochana gratuluję!!! To świetny wynik, nie tylko ten wagowy, ale przede wszystkim mentalny, bo to naszapsychika odgrywa tu największą rolę ;) Gratuluję Ci naprawdę z całego serca i mam nadzieję, że będziesz dalej tak ładnie chudnąć i osiągniesz swój cel ;) Trzymaj się !!!
annastachowiak1
30 sierpnia 2010, 11:10Powiedziałabym nawet:bardzo dobry!U mnie tylko niecałe 2 kg(jutro uroczyście zakończę miesiąc wpisem wagi na pasek),ale się nie zniechęcam...W swoim odchudzaniu na pewno zastosuję wiele z Twoich wniosków...Stale mam w głowie węglowodanowe śniadanie(moje ulubione płatki-ostatnio jęczmienne) tzn.mleko,płatki i rodzynki a na kolację koniecznie białko np.mój ulubiony serek z pokrojoną papryką.... Serdecznie pozdrawiam.
monika10002
30 sierpnia 2010, 10:41gratuluję i życzę wytrwałości!!!
BadTouch
30 sierpnia 2010, 10:08gratuluję wszystkich sukcesów :) ja dopiero zaczynam, ale mam nadzieję, że za miesiąc tak jak Ty będę mogła pochwalić się takimi wynikami :) trzymaj tak dalej ;)