Wstałam o szóstej, zjadłam śniadanie i zaczęłam maraton z MelB.
Od rozgrzewki, przez ćwiczenia na różne partie ciała, skończywszy na cardio i ćwiczeniach rozluźniających. Pot spływał ze mnie ciurkiem...aż miło.
(to ćwiczenie obudziło uśpione wspomnienia...garda, prosty, unik :) I like it...albo nie... napiszę, po polsku: "LUBIĘ TO" :))
Na brzuch wykonałam też nieśmiertelny ABS (bo jakże by mogło być inaczej), a sesje ćwiczeniową zakończyłam ponad godzinnym treningiem Vitalii (dzisiaj głównie cardio).
W planach miałam jeszcze godzinkę ćwiczeń, ale szczerze mówiąc po dzisiejszej przebieżce przez Wrocław jakoś mi się...nie chciało. Tak, tak dobrze usłyszeliście. Tfu, przeczytaliście. Nawet takim oszołomom jak ja, to się zdarza ;)
Teraz marzę już tylko o udaniu się do krainy, w której niepodzielnym władcą jest Morfeusz, a jutro...też jest dzień i będzie okazja dać upust memu szaleństwu :)
kami111
23 sierpnia 2012, 08:17Piękny trening :)! Też lubię Mel B i ćwiczenia z nią . A uczucie masz rację boskie !!!!!