Zaplanowałam sobie, że oprócz Weidera poświęcę pół godziny z mojej doby na inne ćwiczenia. Najwyższy czas ruszyć to swoje otłuszczone cielsko...chcę ładnie wyglądać w swoich sukieneczkach, bez wystającego bębenka z przodu sugerującego innym, że niejako w ciąży jestem. A, fuj!
Na śniadanie wszamałam dwie kromki chrupkiego pieczywa (zakupionego przez mą rodzicielkę, a jeśli ona coś takiego mi kupuje, to coś jest na rzeczy) z serkiem topionym, czerwoną papryką i gruszkę średniej wielkości. Do tego czarna kawa bez dodatków (oczywiście). Grzech poranny to zjedzenie paluszków, które kuszą leżąc na stole koło mego laptopa. Trza je usunąć z zasięgu wzroku.
Zgodnie z wcześniejszym założeniem zaprzestałam dokładnego wyliczania kalorii (czyli też ważenia pokarmów). Zobaczymy co z tego wyjdzie. Jeżeli waga pokaże wzrost, to karnie wrócę do "skrupulanctwa" w zakresie "dietkowania". Po cichu liczę jednak, że obieram dobry kierunek.
A na obiad mam gołąbki, mniam-mniam :)
Catherine92
15 sierpnia 2011, 10:49Powodzenia :* Najważniejsza jest mobilizacja, której Ci życzę :)