Rano weszłam na wagę, a tam więcej...
Poszłam do pracy a tu po prostu gorzej niż strasznie. Atmosfera wręcz koszmarna. Mam koleżankę, która nie znosi sprzeciwiania się jej, a już spróbuj mieć inne zdanie niż ona... Najgorsze jest to, że później psychicznie niszczy człowieka różnymi przytykami i w ogóle. Przyszła dzisiaj do pracy, do nikogo się nie odzywa - wielce obrażona dama. Oj ciężki dzień przede mną.
Ale za to pozytywny akcent na wadze. Wczorajsze wahanie to chyba tylko takie wahnięcie było i dzisiaj na wadze, po 7 dniach starań, jest o 1,3 kg mniej I to jest motywacja!!
Powiem Wam, że przez te wszystkie stresy i nerwy związane z sytuacją w domu i pracy nabrałam jakiejś siły na działanie. I myślę, że do 18 maja uda mi się zobaczyć tą 2cyfrową wagę.
Nie róbmy jednak zbyt długoterminowych planów. Najlepsze są te krótkie, tak więc:
-14 lutego zobaczyć na wadze 113,2 kg - to mój najbliższy cel.
Realny? No jasne, jak tylko zepnę poślady to na pewno realny. Więc nie marnujmy czasu, tylko do dzieła!!
Rizzoli
7 lutego 2014, 08:10W pełni się z Tobą zgadzam, pozytywne nastawienie i metoda "małych kroczków" to bardzo ważne elementy przy odchudzaniu :) Gratuluję ładnego spadku i życzę kolejnych takich :)