Nie wiem tylko czy się cieszyć czy płakać. Otóż prawie nic nie jem. I nie dlatego, że się odchudzam, broń Boże. Wiem, co znaczy zdrowa dieta i odchudzanie z rozumem. Po prostu od tygodnia mam bardzo duże bóle żołądka. Cokolwiek zjem od razu boli. Tak więc w moim menu są kiśle, czerstwe bułki z masłem i mięta w ilości dużej. Na szczęście powoli wszystko wraca do normy.
Podoba mi się to, że już nie planuję. Nie planuję, ile schudnę do końca roku, nie planuję ile będę ćwiczyła danego dnia i co będę ćwiczyła. Robię to, na co mam ochotę i ile mogę (półbrzuszki, przysiady, orbitrek, cardio). I to mi się podoba. Od kilku dni ładnie pilnuje jedzenia i pór o których do mojej paszczęki wchodzi. To było najtrudniejsze. I jeszcze jedno, nie robię zapasów słodyczy na miesiąc a potem wchłaniam je w godzinę. Teraz max kupuję jeden wafelek/batonik/lizak. I o dziwo mi to wystarcza.
Tak więc nie dajmy się...
"Ogarnij dupę, zaciśnij pięści i daj radę. Nie ważne, że nie ma dla kogo. Ważne, żeby opadły im kopary."
linda.ewa
19 października 2013, 08:37Hasło świetne! Muszę je zapamiętać :)
Chocolissima
18 października 2013, 10:57a z bólami żołądka do lekarza! nie lekceważ tego!
Chocolissima
18 października 2013, 10:56super podejście, obyś w nim wytrwała :))) trzymam kciuki, przeciez wiesz :))))
siupka
18 października 2013, 09:03Wspolczuje Ci tych boli... Ja mam od 1,5 miesiaca okropne bole zoladka :( I tez co nie zjem to mnie boli... eh. Super ze waga Ci drgnela.. :)