Chyba powoli wracam do Was, ponownie z pozytywnym nastawieniem:)
Niedzielę mieliśmy spędzić aktywniej, bo we Wrocławiu, spacerując po mieście i podziwiając Jarmark Bożonarodzeniowy, ale jak zwykle nic z tego nie wyszło. Tak to jest, jak zawsze przegrywam z miękkim łóżkiem i ciepłą kołdrą...
Piątek i sobota upłynęły mi raczej na dochodzeniu do siebie, zamiast na trzymaniu się swoich postanowień, ale dziś już zaczęłam dobrze i póki co- trzymam się dzielnie:)
Jutro z poznaną na Vitalii Agatą idziemy zorganizować nasze karnety na siłownię i będziemy sobie razem chodzić- i na siłownię, i na zajęcia:) Razem raźniej i myślę, że będziemy się wzajemnie motywować:)
Przeziębienie nadal mnie trzyma, ale powoli zaczyna puszczać, obym jutro już nie smarkała!
Mam sporo postanowień i rzeczy do zrobienia z dziedziny tych "niedietowych", ale nie mogę się z nimi ogarnąć;p:
- zamówienie pędzli do makijażu i Tangle Teezer'a i kilku rzeczy z Kosmetykiazameryki
- wymiana case'a do telefonu
- wystawienie ciuchów na Allegro
- dokończenie rozpoczętej książki
- kupienie odtwarzacza mp3 i parowaru
i jeszcze kilka rzeczy by się znalazło, ale...wiecznie czasu brak.
Udało mi się aktywnie spędzić wieczór:)
Najpierw zrobiłam Mel B: ramiona, pośladki i abs oraz boczki z Tiffany.
A potem udało mi się z S. pójść pobiegać. Nadał tempo, że szok:P Doszłam do wniosku, że bieganie razem to nie najlepszy pomysł, bo mamy totalnie różne tempa biegu, a chciałam dzisiaj dotrzymywać mu kroku. Niestety- zziajałam się jak pies, co nie miałoby miejsca, jak biegłabym swoim tempem. Pokonywałam już większe dystanse, ale wolniej- zdecydowanie jest to dla mnie lepsze rozwiązanie.
Ogółem- 5 km biegu, 35 minut, 410 kcal.
Menu dzisiaj bardzo udane:) Postanowiłam raz w tygodniu jeść ryby, bo jem je zdecydowanie za rzadko. Niestety S. jest totalnym zwolennikiem smażonych rzeczy, więc nie dojdziemy do kompromisu, on nie chce jeść moich potraw gotowanych czy duszonych na parze...A prawdę mówiąc nie chce mi się robić podwójnej roboty i smażyć drugą porcję.
ŚNIADANIE: pół grahamki z twarożkiem, wędliną drobiową, pomidorem i ogórkiem
II ŚNIADANIE: jogurt Jogobella 0% + 2 mandarynki
OBIAD: łosoś na parze z brokułami, sosem czosnkowym (na bazie jogurtu), pomidorem i ogórkiem
PODWIECZOREK: 3 wafle Chrunchella
KOLACJA: kawałek łososia na parze + pół grahamki z twarożkiem, wędliną, pomidorem i ogórkiem + 1 parówka (87% mięsa)
+ około 1,5 litra wody i 3 herbaty
Niedzielę mieliśmy spędzić aktywniej, bo we Wrocławiu, spacerując po mieście i podziwiając Jarmark Bożonarodzeniowy, ale jak zwykle nic z tego nie wyszło. Tak to jest, jak zawsze przegrywam z miękkim łóżkiem i ciepłą kołdrą...
Piątek i sobota upłynęły mi raczej na dochodzeniu do siebie, zamiast na trzymaniu się swoich postanowień, ale dziś już zaczęłam dobrze i póki co- trzymam się dzielnie:)
Jutro z poznaną na Vitalii Agatą idziemy zorganizować nasze karnety na siłownię i będziemy sobie razem chodzić- i na siłownię, i na zajęcia:) Razem raźniej i myślę, że będziemy się wzajemnie motywować:)
Przeziębienie nadal mnie trzyma, ale powoli zaczyna puszczać, obym jutro już nie smarkała!
Mam sporo postanowień i rzeczy do zrobienia z dziedziny tych "niedietowych", ale nie mogę się z nimi ogarnąć;p:
- zamówienie pędzli do makijażu i Tangle Teezer'a i kilku rzeczy z Kosmetykiazameryki
- wymiana case'a do telefonu
- wystawienie ciuchów na Allegro
- dokończenie rozpoczętej książki
- kupienie odtwarzacza mp3 i parowaru
i jeszcze kilka rzeczy by się znalazło, ale...wiecznie czasu brak.
Udało mi się aktywnie spędzić wieczór:)
Najpierw zrobiłam Mel B: ramiona, pośladki i abs oraz boczki z Tiffany.
A potem udało mi się z S. pójść pobiegać. Nadał tempo, że szok:P Doszłam do wniosku, że bieganie razem to nie najlepszy pomysł, bo mamy totalnie różne tempa biegu, a chciałam dzisiaj dotrzymywać mu kroku. Niestety- zziajałam się jak pies, co nie miałoby miejsca, jak biegłabym swoim tempem. Pokonywałam już większe dystanse, ale wolniej- zdecydowanie jest to dla mnie lepsze rozwiązanie.
Ogółem- 5 km biegu, 35 minut, 410 kcal.
Menu dzisiaj bardzo udane:) Postanowiłam raz w tygodniu jeść ryby, bo jem je zdecydowanie za rzadko. Niestety S. jest totalnym zwolennikiem smażonych rzeczy, więc nie dojdziemy do kompromisu, on nie chce jeść moich potraw gotowanych czy duszonych na parze...A prawdę mówiąc nie chce mi się robić podwójnej roboty i smażyć drugą porcję.
ŚNIADANIE: pół grahamki z twarożkiem, wędliną drobiową, pomidorem i ogórkiem
II ŚNIADANIE: jogurt Jogobella 0% + 2 mandarynki
OBIAD: łosoś na parze z brokułami, sosem czosnkowym (na bazie jogurtu), pomidorem i ogórkiem
PODWIECZOREK: 3 wafle Chrunchella
KOLACJA: kawałek łososia na parze + pół grahamki z twarożkiem, wędliną, pomidorem i ogórkiem + 1 parówka (87% mięsa)
+ około 1,5 litra wody i 3 herbaty
Skania79
11 grudnia 2013, 21:19Dziękuję, Bejbe :)
walsieziomek
10 grudnia 2013, 12:45no to kochana idziemy spalać ten tłuszcz ! ;) motywacja 13164999462563879521326 % ;)
pazzobruna
9 grudnia 2013, 18:33Super menu, uwielbiam ryby :)
CzterolistnaKoniczynka
9 grudnia 2013, 16:03pyszne jedzonko
Anilewe.
9 grudnia 2013, 14:28ale u Ciebie pysznie! ja z moim też nie bede biegac!
piratka941
9 grudnia 2013, 00:36no tak w taka pogode:D łuzko ma przewage :D a to danie.. wow ale wyglada :O
Rakietka
8 grudnia 2013, 22:16Wiecznie mało czasu...Ale weekend i tak dobry ;)
Mafor
8 grudnia 2013, 22:07Tez muszę w końcowy wybrać się na ten jarmark, może w przyszły weekend się uda...
malawielkadama
8 grudnia 2013, 22:02Wpis taki pozytywny, a blog jaki śliczny! Zdrowia! :-)
boo.boo
8 grudnia 2013, 21:23jeśli chodzi o postanowienia "niedietowe" mam bardzo podobne he he ;) mmmm same pyszności widzę na tym talerzu ;) tak trzymaj ;))) pozdrawiam
Macrocosme
8 grudnia 2013, 21:19Gratuluję aktywności i zazdroszczę tego przepysznie-niskokalorycznego dania, bo wygląda niesamowicie. Ja jutro zadowalam się jogurtem naturalnym, ehh, to już nie brzmi ani nie wygląda tak zachęcająco jak twoje. No nic, życzę sukcesów :*